Sędziwy Manu Ginobili wciąż ma to coś, Kelly Olynyk przymierza koronę od Isaiaha Thomasa, a my wspominamy jeden z największych rzutów w historii play-off. Czas na najnowszy odcinek magazynu przygotowywanego przy współpracy z Tissot – oficjalnym chronometrażystą NBA.

Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
PIERWSZA KWARTA
Zaklinacz czasu – Manu Ginobili
28 lipca Argentyńczyk skończy 40 lat. Po tym, jak jego Spurs wyrzucili z rywalizacji Vince’a Cartera, jest najstarszym zawodnikiem biorącym udział w play-off. Są jednak takie momenty, gdy wygląda, jakby pełną garścią zaczerpnął ze źródła młodości i na przekór płynącemu czasowi odstawia kolejne, spektakularne tango.
Jeden z tych jego błysków widzieliśmy w kluczowym, piątym starciu z Rockets (12 pkt., 7 zb., 5 as.). Na samym finiszu „Ostrogi” grały już bez kontuzjowanego Kawhia Leonarda. Wszystkie oczy zwróciły się więc w kierunku Jamesa Hardena. „Brodacz” zwycięstwo swojej drużynie zapewnić mógł już w regulaminowym czasie gry, ale w ostatniej akcji niepotrzebnie dzielił się piłką.
Drugą szansę dostał w dogrywce. I kiedy myślał, że minął już naciskającego go Ginobiliego, że jest już tylko on sam, kosz i zegar TISSOT wskazujący jedną sekundę do zakończenia spotkania, łysiejący, starszy pan ukradkiem wszystko mu popsuł.
DRUGA KWARTA
Kluczowy John Wall i zaginiona sekunda Celtics
Podobnej do Hardena pomyłki nie zaliczył natomiast John Wall, który w piątek przedłużał nadzieje swojego zespołu na awans do finału konferencji. W bardzo wyrównanym pojedynku na samym finiszu doszło do ekscytującej wymiany ciosów. Wizards wciąż jednak byli krok za rywalem. Tak jak na 7,7 sekundy przed końcową syreną, gdy przy stanie 91:89 dla Celtics piłka powędrowała w ręce rozgrywającego gospodarzy. I choć rzut z dystansu nie jest jego najmocniejszą stroną, zachował zimną krew i stanął na wysokości zadania.
Trójka Walla była wielka. Co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Kontrowersje wywołała jednak sytuacja po drugiej stronie boiska. „Celtom” wciąż pozostało bowiem 3,5 sekundy na odpowiedź. Przy pierwszej próbie przeprowadzenia akcji Kelly Oubre taktycznie sfaulował Kelly’ego Olynyka, a zgodnie z raportem opublikowanym przez biuro NBA już po zakończeniu meczu, zegar TISSOT został w tej sytuacji zatrzymany o sekundę za późno.
Isaiah Thomas zdążył wprawdzie oddać jeszcze rzut ostatniej szansy, ale gdyby do 1,7 sekundy, które mu przysługiwały, dołożyć dodatkową sekundę, sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej. W końcu gdzie jak gdzie, ale w NBA sekunda to w takiej sytuacji całkiem sporo czasu.
Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
https://www.youtube.com/watch?v=Feq6Vgv0x8Q
TRZECIA KWARTA
The King in The Fourth – Kelly Olynyk!
W decydującej kwarcie siódmego pojedynku pomiędzy Celtics i Wizards, do bostońskiej hali TD Garden na chwilę powrócił duch legendarnego Larry’ego Birda, który podszywając się pod Kelly’ego Olynyka, zapewnił gospodarzom awans do finału konferencji. I żeby nie było, nie my wpadliśmy na tak odważne porównanie. Przyniósł je koszykarski Internet.
W samej czwartej kwarcie Kanadyjczyk uzbierał 14 ze swoich 26 oczek. Punkty zdobywał na przeróżne sposoby – atakował pole trzech sekund, ogrywał tyłem do kosza Otto Portera, a także trafiał zza łuku. W tym kluczowym fragmencie meczu trafił 5 z 6 prób z gry, dołożył 2 asysty, a gdy na zegarach TISSOT pozostawało 3,5 minuty do końca, celną trójką podwyższył prowadzenie „Celtów” do 10 oczek i oficjalnie wysłał Wizards na wakacje.
CZWARTA KWARTA
Retro – Derek Fisher, czyli jak wygrać mecz w 0,4 sekundy?
Był rok 2004, 13 maja, piąty mecz półfinałów Konferencji Zachodniej pomiędzy Los Angeles Lakers i San Antonio Spurs, stan rywalizacji 2:2. Jak wskazują statystyki ESPN, w 83 proc. przypadków do kolejnej rundy przechodzi ten zespół, który zwycięży w piątym starciu. Stawka była więc olbrzymia.
Na 5,5 sekundy do zakończenia meczu 72:71 prowadzili mistrzowie z Kalifornii. Jednak to Spurs byli w posiadaniu piłki i oddali ją w ręce Tima Duncana, który lobem przerzucił ją nad Shaqiem i zdobył dwa punkty, pozostawiając rywalom zaledwie 0,4 sekundy na odpowiedź.
Niemożliwe? Nie dla Dereka Fishera. Pierwotnie rzucać miał Kobe Bryant, ale to jego mierzący 185 cm wzrostu kolega urwał się obrońcom i przez ręce Manu Ginobiliego oddał rzut dający Lakers spektakularną wygraną. Spurs potrzebowali dłuższej chwili, aby zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.