Efektowny finisz Whiteside’a, niezwykłe powroty Westbrooka i dwie dogrywki w Cleveland. Czas na najnowszy odcinek magazynu przygotowywanego przy współpracy z Tissot – oficjalnym chronometrażystą NBA.

Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
PIERWSZA KWARTA
Buzzer beater na wagę play-off?
Na Wschodzie różnica pomiędzy 7. a 10. miejscem wynosi aktualnie raptem dwa mecze. Przy pięciu pozostałych do rozegrania spotkaniach przynajmniej matematyczne szanse zachowuje tam aż siedem zespołów. Każda wygrana jest więc teraz na wagę złota.
Miami Heat wiedzą, jak to smakuje. Wbili kolejny gwóźdź do trumny Pistons, wywożąc z Detroit bardzo cenne zwycięstwo. Zwycięstwo, które zapewnili sobie w ostatniej akcji i to dopiero przy trzecim podejściu. Najpierw próbował James Johnson, potem rzucał jeszcze Goran Dragić, ale skuteczna okazała się dopiero dobitka Hassana Whiteside’a oddana niemal równo z końcową syreną.
DRUGA KWARTA
Stały bywalec – Russell Westbrook
W poprzednim odcinku lider OKC pojawił się ze względu na spektakularną pogoń w pojedynku z Mavericks. W środę potrzebował wprawdzie nieco więcej czasu, ale znów ratował sytuację i poprowadził zespół do kolejnego powrotu, tym razem przy okazji starcia z Magic.
A sytuacja znów była naprawdę kiepska. Gdy zegary TISSOT wskazywały nieco 6 minut do zakończenia meczu, Thunder tracili do rywala 14 oczek. Od tamtego czasu Westbrook trafiał już jednak jak w amoku. W czwartej kwarcie zdążył jeszcze zdobyć 19 z 23 ostatnich punktów drużyny, a na 7,1 sekundy przed jej zakończeniem trafił daleką trójkę na dogrywkę.
W doliczonym czasie gry zespół Billy’ego Donovana nie dał już miejscowym najmniejszych szans. Sam Russell do swoich 50 oczek dołożył jeszcze 7 i mecz zakończył z największym dorobkiem punktowym w historii występów z triple double (+13 zb. i 11 as.).
Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
TRZECIA KWARTA
Chicago Bulls – władcy czasu (antenowego)
Nie ma obecnie w NBA drugiej drużyny, która wypada równie dobrze przed kamerami TNT jak Chicago Bulls. Ekipa z Wietrznego Miasta wygrała już 20 kolejnych, domowych potyczek transmitowanych przez tą właśnie stację. Ostatni raz w podobnych okolicznościach poległa w lutym 2013 roku, kiedy w United Center triumfowała Wielka Trójka z Miami jeszcze z LeBronem Jamesem.
Od tamtego czasu, czyli na przestrzeni ponad 4 lat, nawet LBJ nie był w stanie przerwać tej niezwykłej serii. A ostatnią ku temu okazję miał w czwartek, gdy jego mocno zawodząca w marcu (bilans 7-10) drużyna w samej trzeciej kwarcie dała sobie rzucić aż 37 punktów i straciła kontrolę nad wydarzeniami na boisku.
Bulls w ostatnich tygodniach wyraźnie się przebudzili i awansowali już na 7. pozycję w konferencji (38-39). Poza tym wygrali w tym sezonie wszystkie cztery bezpośrednie potyczki z Cavs, a przy aktualnym stanie tabeli to właśnie z nimi spotkaliby się w pierwszej rundzie play-off. „Król James” ma o czym myśleć.
CZWARTA KWARTA
Królewski maraton w Cleveland
Jeszcze jakiś czas temu rywalizacja pomiędzy Cavaliers i Pacers była jedną z najciekawszych w lidze. Na dzień dzisiejszy notowania klubu z Indianapolis nieco spadły, jednak starcie LeBrona Jamesa z Paulem Georgem to wciąż nie lada gratka dla każdego fana NBA.
W niedzielę do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były aż dwie dogrywki. W tym trwającym łącznie 58 minut pojedynku obaj liderzy szli łeb w łeb. George’owi udało się nawet zdobyć dwa punkty więcej, ale ostatecznie to James mógł cieszyć się z wygranej swojej drużyny (135:130).
PG w sumie spędził na boisku 48 minut i zawody zakończył z dorobkiem 43 oczek, 9 zbiórek, 9 asyst i 3 przechwytów. Liderowi gospodarzy z kolei zegary TISSOT odmierzyły w tym maratonie dokładnie 51 minut i 39 sekund gry, w trakcie których zdążył uzbierać triple double w postaci 41 punktów, 16 zbiórek oraz 11 asyst. Stoczyli ze sobą kapitalny pojedynek, w którym ciosy wymieniali do samego końca.