Mściwy Stephen Curry, niezniszczalny LeBron James, a na deser wielki buzzer beater w „najlepszym meczu w historii”. Czas na najnowszy odcinek magazynu przygotowywanego przy współpracy z Tissot – oficjalnym chronometrażystą NBA.
Tissot – niezwykła kolekcja zegarków dla fanów NBA >
PIERWSZA KWARTA
Stephen Curry – Zemsta jest słodka!
Okoliczności, w jakich rok temu Cavaliers odbierali Warriors mistrzowski tytuł, pamiętamy doskonale. Historyczny powrót od stanu 1-3 w serii i wielki rzut Kyriego Irvinga w samej końcówce meczu numer 7 dający ekipie z Cleveland kluczowe, trzypunktowe prowadzenie. W kolejnych rozgrywkach Stephen Curry przyznawał, że sytuacja ta wielokrotnie spędzała mu sen z powiek. Dokładnie rok później dostał jednak świetną okazję do rewanżu.
Sytuacja Kyriego i spółki i tak była już bardzo zła. Na zegarach TISSOT rozpoczęła się właśnie ostatnia minuta piątego starcia, a Warriors prowadzili w tamtym momencie 126:115 (i 3-1 w serii). Dystans wydawał się nie do odrobienia, ale w sprzyjających okolicznościach goście mogli jeszcze marzyć o cudzie. Stephen Curry postanowił bezczelnie im te marzenia podeptał.
Znów stanął oko w oko z Irvingiem, lecz tym razem to on miał piłkę i to on rozstrzygnął losy rywalizacji na korzyść swojego zespołu. Sprzed nosa zrezygnowanego rywala walnął tróję, która na 42,3 sekundy przed końcową syreną ostatecznie załatwiła sprawę i rozpoczęła w Oakland wielki festiwal radości.
https://www.youtube.com/watch?v=oC8lnNHwX1I
DRUGA KWARTA
LeBron vs Durant, czyli 211 minut różnicy
744 minut – tyle czasu w całej fazie play-off spędził na boisku LeBron James i w tej konkretnej klasyfikacji żaden inny zawodnik nie był nawet blisko. Drugi Kyrie Irving biegał po parkiecie 653 minuty, Stephen Curry – pierwszy w zestawieniu gracz Warriors – 601, a MVP Finałów Kevin Durant raptem 533! To aż 211 minut, czyli ponad 3,5 godziny gry mniej niż jego największy rywal.
W samej serii z Warriors zegary TISSOT odmierzyły „Królowi” 212 minut. Podczas gdy on próbował ciągnąć zespół średnio przez 42,4 minuty we wszystkich pięciu pojedynkach, Kevin Durant w każdym z nich odpoczywał o 2,7 minuty dłużej. W przypadku Stephena Curry’ego było to 4,7, a u takiego Draymonda Greena aż 7 minut.
I mimo tak ekstremalnej eksploatacji oraz wyraźnego zmęczenia w drugich połowach spotkań, które odbijało się chociażby na skuteczności (45,6 proc. z gry oraz 23,5 proc. z dystansu w porównaniu z 66,7 i 57,1 proc. sprzed przerw), niezniszczalny LBJ jako pierwszy zawodnik w historii NBA zakończył finały ze statystykami na poziomie triple double. Człowiek z żelaza!
Tissot – niezwykła kolekcja zegarków dla fanów NBA >
TRZECIA KWARTA
Podróży w czasie ciąg dalszy! W nawiązaniu do zeszłotygodniowego wątku największych buzzer beaterów w historii finałów NBA, prezentujemy dwie kolejne perełki.
RETRO: Jak trwoga to do boga (koszykówki) – Michael Jordan 1997
Utah Jazz byli naprawdę blisko niespodzianki w pierwszym meczu finałów w 1997 roku. Blisko zresztą będą jeszcze nieraz, ale na ich nieszczęście na drodze zawsze stawał im będzie ten gość. Ten, którego po latach wciąż nazywają najlepszym koszykarzem wszech czasów, „Jego Powietrzność” Michael Jordan.
Na finiszu spotkania przy stanie 82:82 John Stockton podjął nieskuteczną próbę z dystansu, po której szczęśliwie Karl Malone wymusił jeszcze przewinienie Dennisa Rodmana. Tym razem jednak słynny „Listonosz” nie dostarczył przesyłki i przestrzelił oba rzuty wolne. A że niewykorzystane okazje lubią się mścić, po drugiej stronie boiska podobnej pomyłki nie popełnił Michael Jordan, który kryjącemu go Bryonowi Russellowi z zimną krwią zafundował jedną z wielu próbek swoich możliwości.
CZWARTA KWARTA
RETRO: „Najlepszy mecz koszykówki w historii” – Gar Heard 1976
Piąte starcie finałów pomiędzy Boston Celtics i Phoenix Suns wielokrotnie określano mianem najlepszego meczu koszykówki, jaki kiedykolwiek rozegrano. 4 czerwca 1976 roku Boston Garden zamieniło się bowiem w rozgrzany do czerwoności kocioł. Kontrowersje, kapitalne akcje, policja na boisku, aresztowanie kibica, „Celtowie” cofnięci z szatni – to materiał na osobny artykuł.
Dość powiedzieć, że do rozstrzygnięcia tego niezwykle wyrównanego pojedynku potrzebne były aż trzy dogrywki. W drugiej z nich, gdy legendarny John Havlicek trafił rzut dający jego drużynie prowadzenie 111:110, wydawało się, że jest już po wszystkim. Mało tego, 15-tysięczna publiczność rozpoczęła już świętowanie, aby ostatecznie usłyszeć, że Suns dostaną jeszcze sekundę na rozegranie swojej akcji. Poważnie, jeden z kibiców tak się wkurzył, że zaatakował sędziego, za co został zatrzymany przez policję.
Ekipa z Phoenix miała sekundę, ale nadal musiała wyprowadzić piłkę spod własnego kosza. I wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał. Nikt prócz całego obozu Suns rzecz jasna. Paul Westphal, zawodnik gości, poprosił o przerwę na żądanie, a że takowa jego zespołowi już nie przysługiwała, ekipa z Arizony została ukarana przewinieniem technicznym. Celtics wykorzystali dodatkowy rzut wolny, uciekając na dwa oczka, ale według obowiązujących w tamtych czasach przepisów Suns mogli dzięki temu wznowić grę z wysokości połowy boiska…
Dokładnie sekundę później Gar Heard fantastycznym rzutem umieścił piłkę w koszu, doprowadzając do remisu i jeszcze bardziej wkurzając całe miasto. No, przynajmniej na kilka dodatkowych minut, bo ostatecznie mecz i tak wygrali miejscowi (128:126).