Chicago Bulls zatrzymują sami siebie, Devin Booker nie zna litości, a Robert Covington pokochał buzzer beatery. Czas na najnowszy odcinek magazynu, przygotowywanego przy współpracy z Tissot – oficjalnym chronometrażystą NBA.

Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
PIERWSZA KWARTA
24 minuty wstydu
O kłopotach Chicago Bulls mówi się od początku sezonu, ale w niedzielnym starciu z Celtics przeszli oni samych siebie. W pierwszej kwarcie tego meczu Fred Hoiberg skorzystał w sumie z 10 graczy, którzy złożyli się na zaledwie 9 (słownie: dziewięć) punktów.
Przestrzelili pierwsze 12 rzutów z gry, a w sumie przez 12 minut zanotowali 3/22. 13,6 proc. to najgorsza skuteczność w wykonaniu Bulls w jednej kwarcie od 10 kwietnia 1999 roku.
W drugiej było już nieco lepiej, ale wciąż daleko od optymalnego poziomu. Na przerwę goście schodzili z dorobkiem 26 punktów, co jest najsłabszym wynikiem w lidze w obecnym sezonie oraz szóstym najgorszym w historii klubu z Chicago.
DRUGA KWARTA
Stary człowiek, a może – Vince Carter
Dla kontrastu z wyczynem „Byków” historia najświeższa, czyli poniedziałkowy występ najstarszego obecnie gracza w lidze. Nie będzie jednak o wsadach, którymi kilkakrotnie w ostatnim czasie Vince Carter przypominał nam, że wciąż potrafi efektownie dać z góry, a o tym, że 40-letni już dziś „Half Man-Half Amazing” nadal jest w stanie być najlepszym graczem na parkiecie.
W meczu przeciwko Milwaukee Bucks zegary TISSOT zmierzyły mu dokładnie 30 minut i 6 sekund spędzonych na parkiecie. W tym czasie zdążył zdobyć najlepsze wśród zawodników obu drużyn 24 punkty. Trafił wszystkie 8 prób z gry, w tym 6 oddanych zza linii 7,24 metra i 2 rzuty wolne. Dołożył też 5 zbiórek, 2 asysty i 3 przechwyty, a z nim w grze Grizzlies byli 9 „oczek” na plusie. Vince wciąż ma to coś!
https://www.youtube.com/watch?v=BLl-NJIMlT4
Kolekcja zegarków NBA – Tissot w szczytowej formie! >>
TRZECIA KWARTA
Bezlitosny Devin Booker
W przeciwieństwie do Mavericks Suns nie grają o awans do play-off, ale Devina Bookera mało to obchodzi i kiedy tylko ma ku temu okazję, stara się przejąć kontrolę nad wydarzeniami na boisku. Tak jak zrobił to w sobotę w Dallas.
Najpierw przygotował wykwintny tort, utrzymując swój zespół w wyrównanym pojedynku. W sumie w całym meczu rzucił 36 punktów, ale najlepsze zostawił na koniec. 12 z nich rywalom zaaplikował bowiem od momentu, gdy zegary TISSOT wskazywały 4:58 do zakończenia regulaminowego czasu gry, a aż 8 zdobył w ostatnich 100 sekundach meczu. Swe kulinarne dzieło uwieńczył smakowitą wisienką – efektownym buzzer beaterem sprzed nosa Wesley’a Matthewsa.
CZWARTA KWARTA
We właściwym miejscu, we właściwym czasie
Ostatecznie Blazers po dogrywce i sporych męczarniach wygrali czwartkowy pojedynek z Sixers, ale ewidentnie im oni w tym roku nie pasują, a już na pewno nie leży im Robert Covington, który znów na samym finiszu omal nie pokrzyżował ich planów.
Zegar TISSOT wskazywał dokładnie 11,8 sekundy do zakończenia czwartej kwarty. Gospodarze pozostawali na dwupunktowym prowadzeniu. Trzeba było „jedynie” wybronić ostatnią akcję. I prawie im się udało – Gerald Henderson przestrzelił swój rzut z okolicy prawego łokcia, ale na posterunku był niezastawiony przez obrońców Covington, który równo z syreną spod samego kosza doprowadził do dogrywki.
https://www.youtube.com/watch?v=fMUxDju4TYU
Wcześniej, 20 stycznia w Filadelfii, skrzydłowy Sixers skarcił Blazers jeszcze bardziej. Wówczas nie rzucał już bowiem na dogrywkę, a na zwycięstwo. Do tego dochodzi także efektowny game winner w meczu z Timberwolves i, jak sprawdzili analitycy ESPN, Covington jest w tym sezonie 3/3 w rzutach na remis lub zwycięstwo oddawanych w ostatnich 5 sekundach meczów.