
W historii amerykańskiej koszykówki są miejsca szczególne. Niemal każdy kojarzy Chicago i czasy Michaela Jordana albo Los Angeles i czasy świetności Lakers. Jednak na koszykarskiej mapie jest jeszcze jedno wyjątkowe miejsce. To Boston w stanie Massachusetts. Tutaj właśnie miały miejsce wydarzenia przełomowe nie tylko ze sportowego punktu widzenia, ale także, a może przede wszystkim, mające wpływ na powstanie narodu. Chodząc po mieście, historię widać i czuć na każdym kroku. Przez centrum wiedzie słynny freedom trail, czyli trasa obok najważniejszych zabytków. Można zobaczyć między innymi miejsce masakry Bostońskiej czy tak zwanej „Herbatki Bostońskiej”, które w konsekwencji doprowadziły do wybuchu rewolucji amerykańskiej. Sama ścieżka kończy się po drugiej stronie rzeki – pod pomnikiem upamiętniającym bitwę pod Bunker Hill. Z góry monumentu można podziwiać bajkowe widoki na miasto i zatokę.
Boston to jednak nie tylko historia, ale także potężne centrum finansowe oraz akademickie. Swoją siedzibę ma tu wiele światowych koncernów. W pobliskim Cambridge znajdują się jedne z najlepszych uczelni wyższych na świecie. Mowa oczywiście o MIT, czyli Massachusetts Institute of Technology i Harvardzie. Campusy obu uniwersytetów robią ogromne wrażenie i warto je odwiedzić.
Klub koszykarski z Bostonu został założony w 1947 roku i jest jednym z najstarszych w kraju. Celtics wyznaczali standardy niemal od samego początku swojego istnienia. To oni jako pierwsi w historii wybrali w dracie Afroamerykanina, którym był Chuck Cooper. Osobą, która w początkowych latach miała największy wpływ na rozwój drużyny, był słynny Red Auerbach. Wygrał łącznie aż dziewięć tytułów mistrzowskich. To on był odpowiedzialny za draft takich graczy jak Bob Cousy czy Bill Russel, który w trakcie swojej kariery zdobył rekordowe 11 mistrzowskich pierścieni. Po zakończeniu kariery sportowej został zresztą pierwszym czarnoskórym trenerem w lidze.
Lat siedemdziesiąte to z kolei czas Johna Havlicka, który poprowadził zespół do dwóch kolejnych tytułów. W sumie wygrał ich aż 8.
Prawdziwym majstersztykiem był jednak wybór w drafcie niejakiego Larry’ego Birda. Rywalizacja na linii Larry Bird – Magic Johnson i „Showtime” Lakers były ozdobą lat osiemdziesiątych. Perypetie te można zresztą dzisiaj podziwiać w serialu HBO.
Po latach tłustych nastąpił czas kryzysu i tylko jeden finał konferencji przez 15 lat. Na szczęście pojawił się Paul Pierce, a jego sparowanie z Kevinem Garnettem i Ray’em Allenem doprowadziło “Celtów” do kolejnego i – jak na razie – ostatniego mistrzostwa w 2008 roku. Bostończycy niemal co roku grali o najwyższe cele, ale na ich drodze stał Kobe Bryant czy LeBron James.
Kiedy era wielkiej trójki dobiegała końca, wydawało się, że zespół czeka kolejna mozolna przebudowa. Mądre ruchy kadrowe spowodowały jednak, że pojawiła się możliwość wyboru w drafcie kolejnej “perełki”, czyli Jasona Tatuma. Świetnie rozwinął się także Jalen Brown i bostończycy powrócili do rywalizacji o mistrzostwo. Dwa lata temu dotarli nawet do finału, ale musieli w nich uznać wyższość Golden Stare Warriors i będącego w życiowej formie Stepha Curry’ego. Rok temu również byli bardzo blisko napisania historii. W finale konferencji udało im się wyrównać stan rywalizacji z Miami Heat – z 0:3 do 3:3. Nie byli jednak w stanie wygrać decydującego meczu u siebie.
Jaka czeka ich przyszłość? Nie mam wątpliwości, że rysuje się w jasnych barwach. To miasto i ten klub na to po prostu zasługują.
Z Bostonu,
Łukasz Grabowski









