PRAISE THE WEAR

Tomasik: Czy Lublin pomaga koszykówce?

Tomasik: Czy Lublin pomaga koszykówce?

Słyszeliście ten dowcip? „Lublin – stolica polskiej koszykówki, buahaha”. Powiem wam co o nim sądzi, zmierzając na czwartkowy mecz z Izraelem, wychowany na koszykówce rodowity lublinianin.
Hala Globus w trakcie meczu koszykówki / fot. Elbrus Studio

– Gdy usłyszałem, że z Izraelem też zagramy w Lublinie poczułem, co tu kryć, pewien dysonans poznawczy. Z jednej strony radość, że mecz biało-czerwonych będę miał pod nosem. Z drugiej, cóż – jednak lekkie zakłopotanie. Popularność koszykówki w Lublinie nie sięga, łagodnie mówiąc, szczytów, a reprezentacja Polski powinna grać przy pełnych trybunach – mówił mi kilka tygodni temu Piotr Karolak, wychowanek AZS Lublin, były reprezentant kraju i pierwszy Polak, który zagrał we włoskiej ekstraklasie. 

Jako człowiek, który wychował się na lubelskiej koszykówce mam podobne odczucia, gdy myślę o lokalizacji czwartkowego meczu. Będzie on już kolejnym, który nasza kadra Igora Milicicia zagra w hali Globus. O ile jesienią, przy okazji porażki z Niemcami na trybunach nie było zbyt wielu wolnych miejsc, to już pod koniec lutego, gdy zaliczaliśmy jedyne zwycięstwo w eliminacjach do MŚ 2023 – z Estonią – hulał po nich wiatr. 

Trybuny za koszami pustkami aż biły po oczach. No i ten charakterystyczny dźwięk wydawany przez koszykarskie buty przy styczności z parkietem. Muzyka dla uszu kibica koszykówki, ale gdy jest tak doskonale słyszalna z poziomu widowni w trakcie meczu nie stanowi najlepszej reklamy dla wydarzenia rangi eliminacji do mistrzostw świata. 

Województwo lubelskie od kilku lat sponsoruje PZKosz. Jak mocno? Lepiej zorientowani twierdzą, że umowa może być warta milion złotych rocznie. Tylko? Aż? Dobre pytanie. 

Tydzień temu, w trakcie lokalnej politycznej połajanki wyszło na jaw, że przy okazji organizacji czwartkowego meczu województwo lubelskie przekazało PZKosz. 150 tys zł. Dużo? Mało? Dobre pytanie. 

– Panu marszałkowi myli się Ministerstwo Sportu z województwem lubelskim – grzmiała opozycyjna radna. 

Mniejsza o to, czy miała rację. Mniejsza nawet o to, czy pieniądze lubelskiego podatnika są dobrze wydawane – zasadności promocji, również gospodarczej, poprzez sport nie sposób odmówić logiki. Gorzej, że w pełni zasadne staje się pytanie – czy promocja województwa lubelskiego poprzez polską koszykówkę opłaca się polskiej koszykówce

Powiedzmy sobie to szczerze: straszące pustkami trybuny raptem czterotysięcznego obiektu w trakcie meczu reprezentacji, która niespełna trzy lata temu grała w ćwierćfinale mistrzostw świata, nie są obrazkiem zwiększającym jej wartość marketingową. 

Dlaczego lubelscy kibice mają koszykówkę w nosie? Dlaczego Start Lublin, który już osiem lat temu wrócił do PLK, nie jest w stanie wzbudzić w mieszkańcach miasta większych emocji?

– Bardzo dobre pytanie, ale nie potrafię odpowiedzieć na nie. Niby prezes Startu Arkadiusz Pelczar jeździ na mecze NBA i podpatruje jak się robi wielką koszykówkę. Niby koszykarze odwiedzają lubelskie szkoły, chcąc sobą zainteresować najmłodszych. Ale efektów nie ma. Nie udaje się rozbudzić tej gorączki, która  towarzyszyła meczom koszykówki w Lublinie w latach 90. – rozkłada bezradnie ręce Karolak. 

Od lat w Lublinie zmieniają się tylko trenerzy. Zawsze najłatwiej jest zwalić wszystko na trenerów. 

Zaiste, w latach 90. Lublin żył koszykówką. To tutaj zorganizowany został pierwszy Mecz Gwiazd PLK. Pamiętam go doskonale, byłem jego współorganizatorem. 

To w Lublinie powstał pierwszy tygodnik koszykarski w Polsce – „Basket”. A później i „SuperBasket”. Pamiętam doskonale, byłem ich dziennikarzem. 

Sięgając jeszcze dalej, do historii, którą pamiętam już tylko z opowieści ojca – to w Lublinie grał pierwszy amerykański gwiazdor polskiej ligi Kent Washington. Historie o kilometrowych kolejkach po bilety na mecze z jego udziałem rozbudzały wyobraźnię.  

Lublin zawsze był miastem studenckim. A koszykówka – studenckim sportem. 

Zainteresowanie tą dyscypliną sportu w mieście było tak ogromne, że przez ładnych kilka lat nawet mecze koszykarek Startu oglądał regularnie komplet widzów. Choć nigdy nie zdobyły medalu. 

Dwa lata temu Start po skróconym z powodu pandemii sezonie został wicemistrzem Polski. Niemal niczego to w braku zainteresowanie obecnych lublinian koszykówką nie zmieniło. Gdy raz na jakiś czas, odwiedzając rodzinne miasto pojawiam się na trybunach hali Globus i spoglądam na ogromne łysiny dominujące na trybunach jest mi po prostu cholernie smutno. Moje ukochane miasto, moja ukochana dyscyplina sportu, a tak bardzo coś poszło nie tak. 

Kolejne mecze reprezentacji, kolejne turnieje finałowe o Puchar Polski i kolejne lubelskie miliony wpompowywane w PZKosz. przełomu w lubelskiej koszykówce nie wywołają. Szefowie Startu Lublin muszą poprawić nie tylko wyniki swojego zespołu, ale także marketing właśnie. Taki zwykły, niezbędny w obecnym sporcie. Mogą się uczyć od sąsiadów zza miedzy. Żużlowcy Motoru pięć lat po reaktywacji klubu biją się o mistrzostwo Polski, a przed rozpoczęciem sezonu na pniu sprzedają po 7-8 tysięcy karnetów. 

Aby doraźnie poprawić sytuację, PZKosz. obniżył ceny biletów na mecze kadry w Lublinie – najtańsze można kupić już za 20 zł. Zmienił też firmę zajmującą się ich dystrybucją. Trochę mieszanie herbaty z nadzieją, że ta zrobi się słodsza, ale zawsze coś. Patrząc na liczbę dostępnych wejściówek na nieco ponad 24 godziny przed meczem z Izraelem na stronie dystrybutora można mieć nadzieję, że Globus się w czwartek w większości zapełni. 

I tą nadzieję żyjmy. A także tą, że lubelska koszykówka jeszcze powstanie z popiołów. Stolicą polskiej koszykówki nie jest, lecz to wciąż obok Warszawy i Wrocławia najbardziej związane z basketem miasto spośród 10 największych w Polsce, posiadających klub w PLK. 

I to nie jest żart!

Michał Tomasik

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami