Kilku debiutantów potwierdziło ogromny potencjał, na kilku trenerzy i kibice spoglądają już z pewną niecierpliwością. Na jakich drugoroczniaków warto zwrócić uwagę w sezonie 2016/17?

Załóż konto w Unibet i zgarnij bonus >>
Rok po drafcie 2015 wśród wybranych wówczas młodych zawodników mamy już kandydatów na gwiazdy z prawdziwego zdarzenia, kilka obiecujących niespodzianek, ale też niewykorzystane dotąd talenty, które mają sporo do udowodnienia. Oto lista drugoroczniaków, których warto obserwować w nowych rozgrywkach NBA.
Bobby Portis (Chicago Bulls)
W debiutanckim sezonie padł trochę ofiarą ścisku na pozycjach podkoszowych. Po boisku biegał średnio niecałe 18 minut i notował w tym czasie 7 pkt. i 5,4 zb. Zaliczył kilka niezłych występów, ale generalnie, podobnie zresztą jak cała drużyna, która nie awansowała do play-off, nie zachwycił.
Trafił 16 z 52 rzutów z dystansu (30,8%), co świadczy o pewnym potencjale w kontekście rozciągania obrony rywala. W drugim sezonie w obliczu odejścia Pau Gasola i Joakima Noah może liczyć na większe minuty, które pozwolą mu się rozwinąć.
Stanley Johnson (Detroit Pistons)
Choć ostatecznie okazało się, że wcale nie „siedział w głowie LeBrona Jamesa” na tyle głęboko, aby przeszkodzić mu w wyeliminowaniu Pistons w czterech meczach, udowodnił, że defensywnie może być ogromną wartością dodaną. Momentami radził sobie nawet z „Królem”, co biorąc pod uwagę wiek i warunki fizyczne, mogło zrobić wrażenie, a w ogóle rywalom pozwalał na średnio raptem 0,8 celnej trójki na mecz i zostawiał ich na 36,7-procentowej skuteczności z gry.
Musi jednak dawać od siebie więcej w ataku i przede wszystkim pracować nad rzutem. W 23 minuty zdobywał tylko 8 punktów, trafiając 37,5% rzutów z gry, 30,7% z dystansu oraz 78,4% z linii rzutów wolnych.
Emmanuel Mudiay (Denver Nuggets)
Po roku spędzonym w Chinach z marszu został wrzucony do pierwszej piątki. Mógł się spokojnie ogrywać, uczyć na błędach. I choć z początku był bardzo nieefektywny, to trzeba przyznać, że z czasem rzeczywiście zaczął się uczyć.
Po przerwie na Mecz Gwiazd poprawił skuteczność z dystansu (z 27,2% na 36,4%) i linii rzutów wolnych (z 61,6% na 77,5%), zdobywał więcej punktów (z 11,4 na 14,9), a także popełniał mniej strat (z 3,5 na 2,7). Czekamy na kolejne postępy.
Justise Winslow (Miami Heat)
Goran Dragić powinien skorzystać na odejściu Dwyane’a Wade’a, ale Heat znacznie więcej będą teraz potrzebować także od drugoroczniaka. Zwłaszcza w obliczu sytuacji zdrowotnej Chrisa Bosha, który dopiero co nie przeszedł testów medycznych.
Nawet jeśli Pat Riley zdecyduje się tankować w tym sezonie, Winslow zajmie teraz miejsce Wade’a w pierwszej piątce i prócz dobrej obrony musi prezentować sobą więcej także po drugiej stronie boiska. W minionej kampanii w 28,6 minuty na parkiecie dawał tylko 6,4 pkt. przy niespełna 28-pocentowej skuteczności zza łuku.
Devin Booker (Phoenix Suns)
Pod nieobecność kontuzjowanych Erica Bledsoe i Brandona Knighta potwierdził, że od statusu gwiazdy NBA dzieli go naprawdę niewiele. Został czwartym po LeBronie Jamesie, Kobem Bryancie oraz Kevinie Durancie najmłodszym graczem, który przekroczył granicę tysiąca punktów. Zaliczył sześć meczów na przynajmniej 30 punktów i osiągnął średnie na poziomie 13,8 pkt., 2,5 zb. i 2,6 as. w niecałe 28 minut na mecz.
https://www.youtube.com/watch?v=r8iEc9LaOuY
Kristaps Porzingis (New York Knicks)
W debiutanckim sezonie był drugą po Carmelo Anthonym gwiazdą drużyny. Na otarcie łez rozczarowanych wybraniem go z 4. numerem draftu nowojorskich fanów zanotował linijkę 14,3 pkt., 7,3 zb. i 1,9 bl., trafiając 81 z 243 rzutów z dystansu (33,3%). W kolejnych rozgrywkach znajdzie się jednak w zupełnie innych realiach.
Zespół został wzmocniony kilkoma znanymi nazwiskami, z których większość będzie miała sporo do udowodnienia. Zarówno to, jak funkcjonować będą nowi Knicks, jak i to, jak Porzingis wpasuje się w koncepcję trenera Jeffa Hornacka, będzie bardzo interesujące.
D’Angelo Russell (Los Angeles Lakers)
U Byrona Scotta wybrany z 2. numerem draftu rozgrywający nie grał tyle, ile chciał, a jak już grał, musiał uczestniczyć w cyrku pod nazwą „Żegnaj Kobe”. W 32 z 80 rozegranych spotkań wychodził na boisko z ławki rezerwowych. Spędzał na nim średnio 28 minut i notował 13,2 pkt., 3,4 zb., 3,3 as. oraz 1,2 prz.
Głód gry, głód przywództwa widać było u niego już podczas Ligi Letniej w Las Vegas, gdzie w 4 meczach wykręcił statystyki na poziomie 21,8 pkt., 6,2 zb., 4 as. i 1,5 prz., trafiając 40% trójek. U Luke’a Waltona na brak minut narzekać nie będzie. Przekonamy się, czy przełoży się to na jego status.
Karl-Anthony Towns (Minnesota Timberwolves)
„Młodymi Wilkami” z Minneapolis przewodzić miał Andrew Wiggins, ale wygląda na to, że ostatecznie najlepszym jej zawodnikiem w najbliższej przyszłości będzie również wybrany z jedynką, z tym że rok później, środkowy. Towns zasłużenie zgarnął nagrodę dla najlepszego debiutanta i spośród klasy 2015 najbliżej mu do występu w All-Star Game.
Rewelacyjnie prezentował się zwłaszcza w drugiej części sezonu, kiedy po przerwie na Weekend Gwiazd co mecz zapisywał na swoim koncie średnio 20,8 pkt., 11 zb., 3 as. i 1,4 bl. W całym sezonie trafił też 30 z 88 oddanych prób z dystansu (34,1%).
Nowy trener Tom Thibodeau w nadchodzących rozgrywkach położy pewnie większy nacisk na defensywę. A mając w pamięci to, jak potrafił korzystać w Chicago z Noah, można oczekiwać, że pod jego okiem Towns stanie się jeszcze lepszym koszykarzem.
Mateusz Orlicki