fot. Malwina Sidor/Start
Starcie Dawida z Goliatem, czyli zamykający stawkę Sokół Łańcut z wiceliderem tabeli – o czym też napomknęli łańcucianie w zapowiedzi przedmeczowej. Trefl w dalszym ciągu po cichu liczy na pierwsze miejsce po sezonie zasadniczym, dlatego każda wygrana jest dla niego na wagę złota – podobnie jak dla ekipy Marka Łukomskiego, która wciąż jest w grze o utrzymanie, dzięki ostatniemu zwycięstwu z Twardymi Piernikami. Dla nich “bonusowe” zwycięstwo z sopocianami znaczyłoby wiele przed rewanżami z GTK oraz Arką – dziś do rotacji meczowej po kontuzji powrócił Artur Łabinowicz, by wspomóc zespół w decydującej fazie sezonu.
Od razu obie drużyny przywitały się seriami – Trefl zaczął 5:0, Sokół odpowiedział z nawiązką 8:0, a chwilę później sopocianie zdobyli 7 “oczek” z rzędu. Ten schemat przerwał pojedynek Nwamu vs. Zyskowski, którzy przez kolejne minuty zdobywali punkty dla swoich zespołów. Dzięki dobrej defensywie przyjezdni nie mieli problemów z budowaniem zaliczki już w pierwszej kwarcie – w ataku wykorzystywali błędy i słabości rywali, tym samym w pierwszych 10 minutach spotkania Tyler Cheese, lider łańcucian, popełnił dwa przewinienia. Zapewne to też było założeniem przed meczem – atakować Amerykanina, wymusić faule lub po prostu męczyć go w obronie – trzeba przyznać, że wyegzekwowanie tego nie dość, że udane, to nie zajęło wiele czasu.
Tuż przed końcem pierwszej odsłony miejscowi złapali wiatr w żagle i rzucili 7 punktów z rzędu – tyle że niemal równo z syreną celną “trójką” skrzydła podciął Benedek Varadi. Sporo gry falami, obie ekipy miały trudność ze stabilizacją. Co jedni odskoczyli, to drudzy w szybkim tempie odpowiadali tym samym. Poza tym w ekipie z Łańcuta liderzy stronili od skuteczności, tak naprawdę tylko Filip Struski stawał na wysokości zadania – po 14 minutach miał niemal połowę punktów drużyny (11 z 24).
Dopiero w ostatnich pięciu minutach odpalił się Terrell Gomez, trafiał zza łuku jak natchniony, dzięki czemu dał prowadzenie Sokołowi po pierwszej połowie. Amerykanin zdobył ostatnie 13 z 17 punktów zespołu w drugiej kwarcie, gdy obrona zaczęła skupiać się na nim, ten zaczął bardzo dobrze orientować się w nowej sytuacji i rozdawał wręcz “ciasteczka” kolegom z drużyny. Zakończyli drugą część meczu 12 “oczkami” z rzędu, odrobili straty i wyprowadzili 8 punktów przewagi przed drugą połową (43:35) – warto zaznaczyć, że goście zaliczyli tylko 10 “oczek” w drugiej kwarcie.
Zmiana stron, lecz brak zmiany drużyny na prowadzeniu przez dłuższy fragment. Spotkanie po przerwie stało się mocno defensywne, dużo więcej uwagi obie drużyny kładły na twardszą i agresywniejszą defensywę. Z tą o wiele lepiej radził sobie wicelider tabeli, który rozpoczął trzecią kwartę serią 14:6, doprowadzając do remisu. Z każdą minutą, gdy mecz stawał się bardziej wyrównany, o wiele spokojniej i z lepszą decyzyjnością grała ekipa Żana Tabaka – w takich chwilach wychodzi klasa i wyższość zespołu, tego lepszego.
Sokół zagubił się w złych decyzjach i stracie całej zaliczki na tyle, że role z Treflem się odwróciły. Tak naprawdę wystarczyło kilka minut solidnej gry “Żółto-czarnych”, by przejąć inicjatywę w meczu. Pomimo tego gospodarze cały czas byli w grze, lepszy moment w końcówce kwarty poprawił ich sytuację przed decydującymi 10 minutami – doprowadzili do remisu (60:60) i w ostatniej kwarcie kibice obecni w MOSiR Łańcut liczyli na emocjonujące zakończenie!
Z pewnością już na początku czwartej kwarty wrzało! Tyler Cheese popełnił swoje piąte przewinienie, po czym zgarnął szóste po wylewie swojej złości na sędziego Jakuba Zamojskiego. Gdy lider Sokoła opuścił parkiet, tę rolę przejął Ike Nwamu, ale to powoli nie starczało na dobrze dysponowaną drużynę z Sopotu. Dziś bardzo dobrze rzucali z dystansu, w ważnych chwilach strzelcy zachowywali zimną krew. Dużo nerwowości w zagraniach obu zespołów, w efekcie mało skutecznych akcji.
Obserwowaliśmy też mnóstwo rzutów wolnych, w całym meczu obie drużyny wykonały aż 49 rzutów z linii. Gospodarze w ostatnich dwóch minutach wciąż pozostawali z szansami na finalny sukces, lecz przestrzelone rzuty Kroczaka i Struskiego zza łuku, czy Nwamu w sytuacji sam na sam z koszem sprawiły, że przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść przez sopocian nie stanowiło niczego trudnego. Spokój wodza Jakuba Schenka, ważne zdobycze punktowe Zyskowskiego i Besta dały dziewiętnastą wygraną w Orlen Basket Lidze. Tuż przed końcową syreną zza łuku trafił jeszcze Terrell Gomez, zmniejszając straty na 2 “oczka” na dwie sekundy przed końcem. Zabrakło finalnie czasu gospodarzom, już za tydzień zagrają kolejny mecz u siebie z ekipą z trójmiasta, tym razem arcyważny mecz z Arką w kontekście utrzymania.
Jakub Schenk najlepiej punktującym zawodnikiem Trefla Sopot (20 punktów, 3 zbiórki i 4 asysty), 16 “oczek” dorzucił Aaron Best. Dla Sokoła 24 punkty zdobyte przez Terrella Gomeza, 18 “oczek” w wykonaniu Ike Nwamu było niewystarczające, by pokonać jedną z najlepszych drużyn w tym sezonie. Sopocianie zatrzymali najlepszego strzelca ligi na jedynie 8 punktach!