fot. Andrzej Romański / plk.pl
Pierwszy półfinałowy mecz oglądaliśmy, siedząc nieopodal ławki Trefla. Przed rozpoczęciem spotkania dostrzegliśmy, że Żan Tabak był mocno uśmiechnięty. Gdy po zaledwie dwóch minutach gry, a więc błyskawicznie, ściągnął z parkietu Geoffrey’a Groselle, również wszystko odbywało się w spokojnej atmosferze.
W połowie pierwszej kwarty na boisku zameldował się Marcel Ponitka. Dla 26-latka to był powrót do gry po prawie dwóch tygodniach, choć dało się usłyszeć, że obecnie wciąż nie jest w pełni zdrowia. Pierwsza jego akcja i… asysta do Cowelsa, który trafił z dystansu. Wówczas Legia prowadziła 18:14. Ostatnia akcja należała do Lorena Jacksona. Niewysoki Amerykanin na początku spotkania błyskawicznie zdobył 8 oczek, ale później jego licznik na chwilę zatrzymał się, również podczas wspomnianej końcówki pierwszej kwarty.
Chwilę później sędziowie sprawdzali, czy doszło do “aktu przemocy”, jak ujął to spiker. Schenk w opinii sędziów niesportowo faulował Jacksona, który wykorzystał dwa rzuty wolne, a Legia wygrywała 34:28. Pojawił się jednak kłopot w postaci trzeciego przewinienia Josipa Sobina. Na boisku pojawił się Dariusz Wyka, a Trefl co rusz bazował na popisach Geoffrey’a Groselle’a grającego blisko obręczy. Sęk w tym, że i Loren Jackson był nie do zatrzymania. Wystarczał jeden kozioł, jedno minięcie, a Amerykanin kąsał rywali celną trójką. Podczas pierwszej połowy zdobył 19 punktów!
Po zmianie stron więcej uwagi generował wokół swojej postaci Aric Holman. To przecież jeden z najważniejszych koszykarzy Legii! W pierwszej połowie był mało widoczny. W drugiej zdecydowanie więcej akcji zależało właśnie od niego. Trener Popiołek uruchomił także Josipa Sobina.
Z kolei Trefl zaczął mieć kłopot ze zdobywaniem punktów. Nie bez powodu Żan Tabak sięgnął po przerwę na żądanie. Jackson Jacksonem, ale co chwilę przypominał o sobie również Raymond Cowels, który miał pod koniec trzeciej kwarty 3/3 zza łuku. Sopocianie po przerwie skupili się na Cowelsie, ale podczas jednej z akcji Barnes był nieco spóźniony, co przełożyło się na faul przy rzucie i dwie próby z linii rzutów wolnych.
Wraz z początkiem ostatniej części rywalizacji przełamał się Marcel Ponitka. Już wcześniej dobrze dzielił się piłką, ale brakowało mu skuteczności w rzutach. Na nieco ponad 9 minut przed końcem chorwacki szkoleniowiec znów zareagował time-outem. W końcu jego drużyna miała już dwucyfrową stratę do przeciwników! Sytuacja robiła się o tyle trudna, że sopocianie limit przewinień w czwartej kwarcie osiągnęli w… 52 sekundy. To jakiś rekord?
Ponad 7 minut do końca i jeszcze jedna przerwa dla Trefla Sopot. To był ostatni moment na wdrożenie skuteczniejszych rozwiązań. Tak niewiele czasu, a prawie 20 punktów do odrobienia! Pierwsza akcja zakończyła się sukcesem. I jak na złość sopocianom – gdy rozwiązali problemy w ataku, pojawił się Aric Holman i jego 8 punktów w trakcie kilkudziesięciu sekund. Przewaga Legii faktycznie jakkolwiek stopniała, ale nie na tyle, by końcówkę określić wyrównaną. Kibice z Warszawy zaczęli skandować “Marek Popiołek”, a obecny trener Legii odwrócił się w stronę ławki rezerwowych, by świętować awans do finału Pucharu Polski. Trefl pokonany – 96:81!