Sopocianie chętnie skorzystali z zaproszeń i trafiali z otwartych pozycji. Trefl zasłużenie wygrał z Rosą 93:78, a Filip Dylewicz zdobył 21 punktów.
Kyrie Irving podbija Boston w takich butach – zobacz >>
Rosa w tym sezonie w każdym meczu zalicza fragmenty gry świetnej oraz bardzo słabej. Tym razem „fragment” gry słabej oznaczał całą pierwszą połowę, zwłaszcza jeśli chodzi o obronę. Poza walecznym Maciejem Bojanowskim, trudno było kogokolwiek pochwalić za zaangażowanie.
Rosa Rosą, ale Trefl był po prostu w dobrej dyspozycji – grał prostą koszykówkę, mądrze wykorzystując przewagi. W pierwszy minutach pokazał się Michał Kolenda (szybkie 7 pkt.), a cała druga kwarta należała do Filipa Dylewicza. Po świetnym meczu z Krosnem, „Dylu” nie zamierzał zwalniać w Radomiu. Do przerwy trafił 4/4 z dystansu i sopocianie prowadzili już nawet 38:20.
Do przerwy było pewne 53:40 dla gości i przewaga ta… zniknęła w kilka minut.
Grube (zapewne) słowa Wojciecha Kamińskiego z szatni podziałały. Rosa trafiła 4 trójki z rzędu, z czego dwie Robert Witka. Weteran gospodarzy dorzucił jeszcze punkty z półdystansu, kilka dobrych akcji pokazał Patrik Auda i gospodarze kilka razy tracili do Trefla już tylko 2 oczka. Do remisu, mimo dobrych okazji, doprowadzić jednak nie zdołali.
Do wygranej Rosy zabrakło porządnej gry Ryana Harrowa (3/13 z gry) i Kevina Puntera (6/17), którzy tym razem pokazali gorsze oblicze, za często grali pod siebie, byli rozkojarzeni. Nie pomógł też Igor Zajcew, któremu sędziowie gwizdali drobiazgowe faule.
W drugiej połowie bardzo dobre w Treflu zagrał Jakub Karolak (17 pkt.), kluczową trójkę przy pościgu Rosy trafił Brandon Brown, a mecz zamknął Dylewicz, który skończył mecz z 21 punktami i 9 zbiórkami. Nie ma to jak zdrowe odżywianie!
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>
RW
PLK, NBA – obstawiaj na UNIBET i wygrywaj kasę! >>