Zaczęło się od fajerwerków w ataku, które widzowie Polsatu poznali tylko z opowieści, gdyż rywalizację z koszykówką wygrały wyścigi formuły 2. Eksplozję ofensywą zanotował wówczas Przemysław Zamojski, który trafił aż 4 razy za 3 punkty w pierwszej kwarcie.
Trefl również odpowiadał dobry atakiem. Trzy trójki trafił Karol Gruszecki, udawało się też dostarczać piłkę pod kosz do Pawła Leończyka, który zawsze wie, co zrobić w takiej sytuacji. Mocne wejścia na kosz notował Łukasz Kolenda i po 10 minutach Trefl prowadził 26:24.
Anwil poprawił obronę i przejął inicjatywę w meczu. Mimo nieporadności podkoszowych graczy, m.in. dzięki punktom Walerija Lichodieja, zbudował kilkupunktową przewagę i do przerwy prowadził 45:41.
Trzecia kwarta to popis Deishuana Bookera. Amerykanin trafił trzy razy z rzędu za 3 punkty, pokazał też ładne asysty. Gospodarze wyszli na prowadzenie nawet 60:50, także dlatego, że Trefl hurtowo kolekcjonował straty.
Booker musiał jednak w końcu odpocząć, a zastępujący go Andrzej Pluta jr nie potrafił poradzić sobie z presją Martynasa Paliukenasa i sopocianie 3 minuty później przegrywali już tylko 62:63, aby na początku czwartej kwarty wyjść na prowadzenie – na 6 minut przed końcem było już 72:65 dla gości.
Trenera Dejan Mihevc decydował się na dłuższą grę bez Bookera, który napędzał wprawdzie ataki, ale stanowi dziurę w obronie. Anwil marnował kolejne szanse, pudłując wiele prostych rzutów (m.in. Ivica Radić) spod samego kosza.
Po kolejnych trójkach TJ-a Hawsa i Michała Kolendy przewaga Trefla sięgnęła 10 punktów, a na dodatek za faule z boiska musiał zejść Zamojski. Świetnie broniący Trefl (Paliukenas!) biegał do kontrataków, a bardzo słaby w ataku Anwil bił głową w mur.
Zasłużone zwycięstwo Trefla, który potwierdza, że ma potencjał do walki o czołówkę. Anwil w 4. kwarcie zdobył zaledwie 11 punktów – to chyba jest najlepsze podsumowanie problemów zespołu z Włocławka.
TS
Pełne statystyki z meczu TUTAJ >>