Drużyna z Los Angeles przeszła ze skrajności w skrajność – po serii słabych spotkań łatwo wygrała w Cleveland aż 113:94.
W takich butach lata Blake Griffin >>
Po porażkach w Detroit, Indianapolis i tej upokarzającej, po dwóch dogrywkach na Brooklynie, gdy sędziowie wyrzucili z hali Doca Riversa, tym razem Clippers łatwo realizowali swój plan i kontrolowali mecz w Cleveland. Każdy z ich kluczowych graczy robił swoje.
Blake Griffin wymuszał faule (trzy w pierwszych 60 sekundach) i świetnie reagował na podwojenia (11 asyst to wyrównany rekord kariery), J.J. Redick trafiał z dystansu (4/6 za trzy, w sumie 23 punkty), Chris Paul dobrze kierował grą (9 asyst, żadnej straty), a DeAndre Jordan walczył pod tablicami i w obronie (15 zbiórek, z czego 8 ofensywnych).
Tym razem słabo grali Cavaliers, którzy oddali mecz już w trzeciej kwarcie. Clippers zaczęli ją zrywem 13:2, a gospodarze popełnili dwie szybkie straty, Kyrie Irving i Tristan Thompson posprzeczali się podczas przerwy na żądanie, LeBron James dostał faul techniczny za odepchnięcie Alana Andersona.
Przewaga Clippers szybko urosła i Tyronn Lue posadził swoje gwiazdy ja ławce już siedem minut przed końcem meczu. James zakończył spotkanie z dorobkiem tylko 16 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst i 5 strat, zresztą tych strat cała drużyna miała aż 18. Cavs przerwali też serię 16 spotkań z przynajmniej 10 celnymi trójkami – mieli 9/27.
To ich druga porażka z rzędu – we wtorek mistrzowie także dość wyraźnie przegrali w Milwaukee. Ich obecny bilans to 13-4, Clippers mają 15-5.
W piątek Cavaliers zagrają w Chicago, czyli James spotka się ze swoim przyjacielem Dwyanem Wadem. I musi przyjść na mecz w koszulce Chicago Cubs, co jest skutkiem przegranego zakładu z Wadem o wynik finału World. Series.