Tymoteusz Sternicki / fot. FIBA.com
Gdyńska Akademia Koszykówki to projekt, który wyróżnia się na tle innych koszykarskich programów w kraju. Finansowany jest niemal w całości ze składek rodziców, którzy oddają dzieci pod opiekę najlepszych polskich i serbskich trenerów młodzieżowych. GAK jest Szkołą Mistrzostwa Sportowego.
– Chłopcy każdego rocznika są w jednej klasie. Rano mają trening o siódmej – to technika indywidualna, czasami zdarzy się trening drużynowy połączony z motoryką. Mamy prawdziwego specjalistę w tej materii, to Kacper Bruździak, profejsonalista w każdym calu – tłumaczy Babiński. Po treningu dzieciaki idą do szkoły, odrabiają lekcje i przychodzą na wieczorny trening drużynowy. Tak wygląda dzień licealny od U15 do U19 – 26-letni trener Gdyńskiej Akademii Koszykówki.
Babiński wcześniej był zawodnikiem na poziomie II ligi, ale pięć lat temu postawił wszystko na jedną kartę. Bycie trenerem młodzieżowym. Dziś może uśmiechnąć się pod nosem, mając uczucie satysfakcji, że jego praca w małej szkolnej sali, gdzie na koszach wiszą dwie różne obręcze, przynosi efekty.
– Obecnie trenujemy każdy rocznik, który może grać. Nie powiem ci, że jest to high-level na każdym z poziomów, ale zależy nam na dzieciach, które po prostu chcą trenować koszykówkę i sprawia im to radość. Nie każdy musi być zawodowcem — wyjaśnia. Trenerzy nie ukrywają, że zależy im na tym, by z utalentowanych chłopców wyrośli dojrzali mężczyźni, którzy w rubryce zawód będą mogli wpisać „koszykarz”.
16-letni Tymoteusz Sternicki, to jeden z „produktów” szkoły. – Chcemy wypuścić paru chłopców w świat, nawet tych najmłodszych. Mamy trzeciego z braci Ponitków (190 cm wzrostu, rocznik 2006). Teraz dla Kacpra zwolni się dużo miejsca do gry. On cały czas robi spore postępy. Swoim talentem zdobywa coraz większe zaufanie u naszych trenerów — wyjaśnia Babiński.
Pomysł jest taki, żeby najlepszych wysyłać i dawać im nowe życie koszykarskie. Gdyńska Akademia Koszykówki marzy o tym, aby mieć drużynę w pierwszej lidze. – To byłaby okazja do rozwoju dla naszych podopiecznych Na granie na zapleczu ekstraklasy na razie nas nie stać – wyjaśnia trener GAK-u.
Aby zrealizować ten cel potrzebne są co najmniej 1,5 – 2 mln zł. Na razie więc GAK skupia się na rozgrywkach młodzieżowych i graniu w drugiej lidze.
Pięciolatek przychodzi na trening
Tymek Sternicki (ur. 10.06.2006) przywędrował do akademii jako pięcioletni brzdąc. Na pierwszy trening przyprowadzili go rodzice.
– Zacząłem u trenera Mateusza Powązki i to on sprawił, że koszykówka mi się spodobała. Z trenerem Babińskim przepracowaliśmy indywidualnie wiele godzin, dużo też zawdzięczam Nikoli Avramovićowi, któremu zawdzięczam duży progres — mówi Tymoteusz Sternicki, który kilka tygodni temu przeprowadził się do Włoch.
Trenerzy szybko zauważyli, że chłopiec nie tyle wyróżnia się na tle swoich rówieśników z rocznika 2006, ale po prostu gra jeszcze wyższym poziomie. Postanowili wrzucić go na głęboką wodę.
Akademia swój rozwój zawdzięcza nie tylko polskim trenerom, ale i dwóm Serbom. To Milos Mirtović, który obecnie trenuje Twarde Pierniki Toruń i Nikola Avramović, który w maju wywalczył z GAK złoto na Mistrzostwach Polski.
Milos Mitrović do Polski przyjechał sześć lat temu. – Powiedziałem „Musisz zobaczyć tego dzieciaka, bo jest niesamowity”. Ledwo co weszliśmy do sali, a Tymek dał trzy znakomite akcje – podanie, zbiórka, punkty. Milos trenował z nim indywidualnie raz w tygodniu — wyjaśnia Babiński. Trener z Belgradu dostał ofertę trenowania seniorskiej Arki, a przed sezonem podpisał kontrakt w Toruniu. GAK zostawił jednak w dobrych rękach Nikoli Avramovića.
Tymek w barwach GAK-u / fot. Agnieszka Żukowska
Extremly talented kid
Z Avramovićem próbujemy się zdzwonić przez kilka godzin. Raz on nie odbiera, raz ja. Umawiamy się na telefon po godz. 15:00. Trener przeprasza, ale tłumaczy, że cały dzień zajmował się swoim rocznym dzieckiem.
Do Polski ściągnął go Mitrović, który potrzebował trenera do grup młodzieżowych. 36-letni szkoleniowiec uwielbia Gdynię, tu znalazł miłość swojego życia i założył rodzinę. Na nazwisko Sternicki reaguje słowami, które najlepiej brzmią po angielsku, w oryginale.
– Extremly talented kid – mówi, a resztę naszej rozmowy już przetłumaczę. – To największy talent, jaki widziałem odkąd jestem w waszym kraju. Wyniósł z domu wielką kulturę osobistą, a jego rodzice są wspaniali. Oni nigdy na nic nie naciskali, niczego nie wymagali ode mnie czy innych trenerów, a doskonale wiesz, jak to z rodzicami koszykarzy bywa – śmieje się trener Avramović.
Dodaje, że sponsorem akademii w Bassano jest Lamborghini. Mieli okazję zagrać przeciwko nim w rozgrywkach młodzieżowych i był pod wrażeniem skali talentu, który zobaczył w drużynie przeciwników. Dodaje, że warunki do treningu są w tam wręcz rewelacyjne.
Kariera Tymka szybko nabrała tempa. – Pokazał się w rozgrywkach U10. Wszyscy wiedzieli, że jest najlepszy u siebie w roczniku i dwa roczniki do przodu. Jak miał 10 lat, to już biegał w kategoriach U12 i U13. I dawał radę. W wieku 13 lat zagrał w ćwierćfinałach mistrzostw Polski U16. Wiedzieliśmy, że nasz rocznik 2006 jest sportowo spisany na straty. To normalne, nie w każdym roczniku trafi ci się diament albo po prostu solidna grupa. Chcieliśmy, żeby trenował ze starszymi — opowiada trener Tymka.
– Cały czas wrzucaliśmy go do starszych roczników i był naprawdę dobry przeciwko nim oraz razem z nimi w drużynie. Jego boiskowe IQ jest olbrzymie. To diament! – dodaje Arvamović.
Równieśników przerastał nie tylko wzrostem
Na tle rówieśników przerastał ich nie tylko umiejętnościami. Był od nich po prostu wyższy o głowę.
– Gdyby został w swojej grupie, to korzystałby z tej przewagi. Grałby sporo „over-head”, postował ich, korzystał ze swoich przewag. W starszych grupach grał na pozycjach obwodowych. Uważamy, że w rozwoju zawodnika nie jest to dobre, trzeba ich cały czas wystawiać na próbę. W tych starszych grupach Tymek miewał mecze lepsze czy gorsze, ale i fatalne. To był znaczący czynnik rozwoju jego talentu — wyjaśnia Babiński.
– To naprawdę sporo mi dało. Zawsze było mi ciężej, więcej było takiego sportowego bicia się na treningach, przez co kształtował się mój charakter – mówi Tymoteusz Sternicki.
Tłumaczy, dlaczego był zdeterminowany, aby wyjechać z Polski. – Chciałem, żeby został z nami jeszcze rok i skupić się na jego rozwoju, ale to jest jego czas, żeby wyjechał. W Polsce jest już po prostu za dobry, by rywalizować z rówieśnikami – dodaje Arvamović.
– Tutaj mam większe możliwości i lepsze warunki rozwoju. Będę trenował ze starszymi i lepszymi od siebie zawodnikami, czeka mnie sporo rywalizacji na wysokim poziomie oraz grania w turniejach, gdzie mogę się pokazać — mówi Sternicki, który właśnie skończył wieczorny trening we Włoszech.
Przed sezonem w Bassano trenuje sporo, trzy razy dziennie. – Jest dużo pracy, ale nie narzekam, w końcu po to tu przyjechałem — dodaje. Poranny trening włoscy trenerzy poświęcają na ćwiczenie techniki rzutu, później gracze mają dwie i pół godziny przerwy, a po niej trenują indywidualnie bądź idą na siłownię. Później od razu zaczyna się drużynowy trening.
Jego koledzy z zespołu to międzynarodowa mieszanka, ludzie z całego świata.
– Są tutaj ludzie ze wszystkich kontynentów, ale rozmawia się głównie po włosku. Trener też do nas mówi w tym języku. Gdy zacznie się szkoła, to pierwsze pół roku będę miał dwie godziny lekcyjne dziennie języka włoskiego — tłumaczy 16-latek.
Cała drużyna mieszka w jednym budynku. Tymek na razie mieszka sam. Nie miał problemów z aklimatyzacją. – Mam dobry kontakt z chłopakami, a co chwilę poznaje nowe osoby — wyjaśnia.
Jest akuratny
Sternicki prosi, abyśmy w tekście wymienili podziękowania dla rodziców i cioci Hani, którzy mieli ogromny wpływ na to, w którym miejscu jest jako 16-latek.
Nie ma ulubionego zawodnika. – Jest kilku koszykarzy, których cenię, ale nie mam żadnego wzoru, który chciałbym naśladować na boisku. Po prostu skupiam się na pracy nad sobą — wyjaśnia.
Na fanpage’u GAKu, gdzie każdy członek akademii ma swoja fotografię, znajdujemy jednak klip z 2021 roku, w którym odpowiada na 15 pytań. Jego ulubieńcem jest Luka Doncić, lubi seriale Prison Break i Flash, natomiast jako ulubionego wykonawcę wymienia… Roksanę Węgiel.
Trener kadry U17 Wojciech Bychawski pytany o Tymka, odpowiada. – Bardzo dobry dzieciak. Dobrze wychowany, miałem okazję poznać jego rodziców. W klubie GAK też mocno dbają o to, aby dobrze kształtować młodzież pod względem charakteru. Ja panu powiem tak: On jest taki akuratny. Ma charakter, ale wartości wyniesione z domu i klubu. Poza tym lubi pracować i jest mocno zajawiony na koszykówkę, mógłby o niej mówić godzinami – charakteryzuje Sternickiego.
Zabrał go na Mistrzostwa Świata U17 Hiszpanii, gdzie Sternicki pełnił ważną rolę, mimo że był jednym z młodszych zawodników. Rzucił 8 punktów Serbii, 9 oczek Australii a 11 reprezentacji Egiptu. Trafił 9 z 20 rzutów za trzy punkty.
Przed młodym koszykarzem jednak sporo pracy. Co jest do poprawy? – Indywidualna technika. Dużo motoryki. Techniczne treningi: praca nad rzutem, nad którym dalej musi pracować, nad kończeniem przy obręczy, nad kozłowaniem piłki. Dużo rzeczy teraz zrobiłbym inaczej, bo wszyscy się uczymy — mówi Babiński.
W Polsce, narodzie przedzielonym na pół grubą czarną kreską, również wyjazdy młodych utalentowanych koszykarzy polaryzują, niczym polityka, koszykarskie środowisko. Są wyznawcy kościoła pod wezwaniem „Rozwój w kraju”, są też i gorący zwolennicy wyjazdów. Babiński to przedstawiciel drugiej grupy.
– Dla Tymka nie było już w Polsce przestrzeni, gdzie mógłby grać na poziomie w rozgrywkach młodzieżowych. Jeździliśmy z nimi w różne miejsca. Byliśmy w Barcelonie na testach przez tydzień, ale najlepsza i konkretna oferta przyszła z Bassano — tłumaczy.
Trener Bychawski ma na ten temat nieco inne zdanie. Uważa, że młodzieżowcy mogą także z powodzeniem mogą rozwijać się w pierwszej lidze. Nie zamierzał jednak wpływać na decyzję zawodnika.
– Zanim coś powiedziałem Tymkowi, to spytałem go o zdanie. Był zdecydowany na wyjazd. Bardzo tego chciał. Odpowiedziałem mu, że jeśli jest przekonany, to trzymam kciuki. Mówiłem jedynie, żeby był czujny, wszystko sprawdził, dbał o siebie. Powtarzam wszystkim zawodnikom, żeby nie wiązać się długoletnimi umowami. Nie można stać się niczyim niewolnikiem. I tyle — twierdzi Bychawski.
Dodaje, że wyjazdy zagraniczne to już nie to samo, co kilkanaście lat temu. Świat poszedł do przodu, a social media ułatwiają przetrwać rozłąkę. – Poza tym są samoloty. Czasem szybciej można z Włoch do Polski przyjechać, niż przejechać Kraków w korkach – mówi Bychawski, który na co dzień trenuje pierwszoligową drużynę z Krakowa i wścieka się na tamtejsze korki.
Nie ma jednak wątpliwości co do wyjazdu Sternickiego.
– To się uda i będzie z korzyścią dla niego. To wyróżniający się zawodnik.
Kosma Zatorski