Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
Mecz rozpoczął się od sporej bieganiny spod jednego kosza do drugiego, jednak tylko jeden zespół dobrze się w tym odnajdywał. GTK Gliwice po pierwszej kwarcie prowadziło 26:13, a MKS mocno cierpiał w ataku z uwagi na fatalną skuteczność.
Po stronie gości, oprócz szybko biegającego Brandona Tabba (11 punktów do przerwy), bardzo dobrze wyglądał Joe Furstinger, który był zdecydowanie mobilniejszy i zwinniejszy niż jego rywal, czyli Michael Fraser. Amerykanin po 20 minutach miał już 13 punktów na koncie.
Z czasem obręcze w hali w Dąbrowie Górniczej stały się przyjazne dla MKS-u i gospodarze powoli odrabiali straty (było już -18). Punktował tercet Dominic Artis, Michael Fraser i Justin Watts, a ten ostatni do przerwy miał już 10 punktów. GTK prowadziło po dwóch kwartach 42:36.
MKS po przerwie wciąż się rozkręcał, a z kolei zespół prowadzony przez trenera Pawła Turkiewicza miał spore problemy w ataku. Brandon Tabb podejmował złe decyzje rzutowe (3-12 z gry w meczu), co mocno przeszkadzało gościom w złapaniu rytmu.
Dąbrowianie z czasem odrobili całą stratę i to głównie z polskim zawodnikami na parkiecie. Marek Piechowicz trafiał zza łuku, Filip Put walczył pod koszami, a swoją przydatność już w debiucie potwierdził Piotr Śmigielski (6 punktów i 6 asyst).
Dołujące GTK w końcu jednak znalazło lidera we wracający po kontuzji Duke’u Mondym, który trafiał bardzo ciężkie rzuty, a do tego dobrze kreował partnerów, w tym m.in. Paytona Hensona, który w kilka chwil czwartej kwarty zdobył 7 punktów.
Gliwiczanie znów odskoczyli na kilka punktów, a MKS nie potrafił ponownie doskoczyć do rywali. Desperackie trójki Wattsa i Artisa częściej jednak przeplatały się z nieudanymi akcjami i stratami, które pogrzebały szanse MKS-u na zwycięstwo.
GTK zrewanżowało się więc za porażkę w pierwszej rundzie i wygrało 86:81.
RW
.