fot. Tomasz Browarczyk / Enea Stelmet Zastal Zielona Góra
Przed tym spotkaniem chyba nie trzeba było po raz n-ty przytaczać obecnej sytuacji, w jakiej znajdują się oba kluby. Wszystko to sprawiało, że na starcie Zastal – Sokół czekaliśmy szczególnie mocno. Wydaje nam się, że podobne emocje towarzyszyły koszykarzom z Zielonej Góry, którzy weszli w ten mecz z dużą energią, a po kilku minutach prowadzili 16:10. Zresztą, byli mocno wspierani przez lokalnych kibiców, którzy wciąż nie zrazili się pozasportową sytuacją klubu. Albo inaczej – zrazili się, ale w dalszym ciągu dopingują swoich koszykarskich ulubieńców z perspektywy trybun.
Początkowo, największym zmartwieniem Sokoła były błyskawicznie złapane przez Adama Kempa dwa przewinienia. Mimo tego – trener Łukomski podjął ryzyko i po krótkiej przerwie z powrotem wprowadził środkowego na parkiet. Sytuację nieco uratował fakt, że chwilę później z niemal identyczną sytuacją zmierzył się trener Dedek, gdy Gligorije Rakocević miał nawet 3 faule na koncie.
Po 20 minutach rywalizacji górą był Zastal, który wygrywał 47:41. To efekt między innymi skutecznie wyprowadzanych kontr, gdy łańcucianie mylili się w ataku i notowali kolejne straty – aż 10 w pierwszej połowie.
Podczas 15-minutowej przerwy w szatni przyjezdnych musiały paść albo mocne słowa, albo cenne wskazówki. Sokół wziął się za odrabianie strat. W połowie trzeciej kwarty doprowadził do remisu, a po trójce Nwamu objął ponowne prowadzenie. Kolejne fragmenty były raczej wyrównane. Zielonogórzanie lepiej dzielili się piłką, z kolei Sokół częściej stawiał na indywidualne popisy. Gomez nie miał problemu z trafianiem z dalekiego dystansu, a przy rzucaniu zza łuku skutecznie pomagali mu Łabinowicz oraz Struski.
Na 19 sekund przed końcem Zastal prowadził 86:84. Do gry wrócił już Novak Musić, który chwilę wcześniej walczył ze skurczami. Na linii rzutów wolnych stanął James Washington, ale nie wykorzystał obu prób. Łańcucianie mogli grać do końca! Szaloną trójkę wziął na siebie Gomez, nie trafił, próbował dobijać Nwamu, ale także był nieskuteczny. Piłka opuściła plac gry, a ekipa Marka Łukomskiego miała 1,3 sekundy na oddanie rzutu. Adresatem podania był Kemp, którego mocno napierał Rakocević. Środkowy Sokoła nie zdobył punktów, ale był przekonany, że zaraz usłyszy gwizdek. Nie usłyszał, mógł tylko bezradnie rozłożyć ręce. Czwartkowy mecz dla Zastalu – 86:84!
Najlepszym punktującym zwycięskiej ekipy był Michał Kołodziej, który zdobył 16 punktów. Gdyby nie dwie próby zza łuku, miałby 100% z gry! Już w trakcie meczu chwaliliśmy go za pewność siebie, ale i boiskową lekkość we wszystkich manewrach.
Z kolei 15 oczek zanotował Darious Hall, a przy tym był jeszcze bardziej skuteczny niż Kołodziej. Wśród łańcucian należy wyróżnić Terrella Gomeza, który z łatwością zdobywał kolejne trafienia. Bolączką były jego, jak i jego kolegów z drużyny, straty. Sokół musi teraz cierpliwie czekać na następne zwycięstwo w Orlen Basket Lidze. Na ten moment – bilans 4-15 i przedostatnie miejsce w tabeli.
W ramach ciekawostki – w zielonogórskiej hali było dziś prawie 2700 kibiców. Świetny wynik, brawo!