To mogła być znakomita historia. 51 punktów, jeden z najlepszych występów w karierze i ogromny błąd kolegi z zespołu, który poskutkował przegraną po dogrywce. Nawet zawodnicy Golden State Warriors przyznają, że w pierwszym meczu finałów NBA mieli ogromne szczęście.
Super nowości w Sklepie Koszykarza – nie przegap okazji! >>
Warriors wygrali 124-114 po dogrywce, choć to Cavs mieli wielką szansę na zamknięcie tego meczu jeszcze w regulaminowym czasie gry. Wszystko zepsuł jednak JR Smith – przy stanie 107-107 na pięć sekund przed końcem, zebrał piłkę po niecelnym rzucie wolnym George’a Hilla, lecz zamiast skupić się na rozegraniu akcji i próbie wygrania meczu, zmarnował większość czasu i mieliśmy dogrywkę.
Ogromnie wściekł się na niego LeBron James, a Smith zdawał się tłumaczyć, że myślał, iż to Cavs byli na prowadzeniu. Zaraz po meczu twierdził jednak, że dobrze wiedział, jaki jest wynik. Tak czy siak, spadła na niego ogromna fala krytyki, bo Cavaliers mecz ostatecznie przegrali i na nic poszedł fenomenalny występ Jamesa. Sami zawodnicy Warriors przyznali zresztą, że mieli furę szczęścia.
Stwierdził to trener Steve Kerr, wątpliwości nie miał też Draymond Green. „Czasem potrzeba trochę szczęścia. Dobrze jest mieć los po swojej stronie” – powiedział na pomeczowej konferencji skrzydłowy drużyny z Oakland. Shaun Livingston wprost oznajmił, że Cavs powinni byli ten mecz wygrać. Tak się nie stało, ale to też pokazuje, że te finały wcale nie muszą być tak jednostronne jak się tego spodziewano.
Duża w tym zasługa Jamesa, który po meczu starał się załagodzić nieco słowa krytyki lecące w kierunku jego kolegi z zespołu, ale w końcu sam przyznał, że „nie wie, co JR sobie myślał”. Dodatkowo, frustracja wzięła górę także na konferencji po spotkaniu, gdy James opuścił pomieszczenie po wymianie zdań z reportem ESPN, Markiem Schwarzem.
Nie ma się jednak czemu dziwić – LeBron rozegrał jeden z najlepszych meczów w historii finałów NBA, a jego zespół był bardzo blisko zwycięstwa już w pierwszym meczu na wyjeździe. Wszystko to na nic przez jeden bardzo duży błąd, który na dodatek popełnił JR Smith, czyli ktoś, kto nigdy nie uchodził za najbardziej inteligentnego gracza. Kto wie, czy nie była to najbardziej kosztowna pomyłka w jego karierze.
Cavs mieli bowiem okazję przejąć kontrolę w tej serii i pokazać rywalowi, że zdobycie drugiego z rzędu tytułu to nie będzie „bułka z masłem”. Zamiast tego, to gospodarze prowadzą 1-0. Seria dopiero jednak się rozpoczęła – oba zespoły mają co poprawiać przed kolejnymi spotkaniami, bo przecież nie zawsze można polegać tylko i wyłącznie na szczęściu. Prawda, JR?
Tomek Kordylewski
Super nowości w Sklepie Koszykarza – nie przegap okazji! >>