Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>
Joe Lacob i jego hasło „jesteśmy o lata świetlne przed rywalami” z sezonu 2015/16 – tego zakończonego historycznym 73-9 i porażką z LeBronem Jamesem w finale mimo prowadzenia 3:1 – będzie symbolem pychy kroczącej przed upadkiem w NBA na lata. Ale Warriors to taka dynastia, która po upadkach zawsze się podnosi.
Pierwsze dźwignięcie z kolan, po zakontraktowaniu Kevina Duranta latem 2016 roku, nikogo tak naprawdę za serce nie chwyciło. Dwa mistrzostwa pozostaną w księgach historii, ale wielu kibiców patrząc na nie wciąż oczyma wyobraźni (którą fani Warriors nazywają, nie bez podstaw, zazdrością) widzi obok gwiazdkę z adnotacją „tania biżuteria”.
Ale powrót Warriors na podnóże szczytu NBA – czyli do wielkiego finału – trzy lata po tym, co spotkało ich w 2019 roku, to już inna bajka. Wyjątkowa, bo tak naprawdę trzy lata to w NBA wieczność.
Trzy lata temu Kawhi Leonard wydawał się najlepszym graczem NBA.
Trzy lata temu James Harden był drugi w głosowaniu na MVP, a trzecie miejsce zajął Paul George – ten z Oklahoma City Thunder.
Trzy lata temu w trzeciej piątce najlepszych graczy NBA swoje miejsce mieli duet Blake Griffin, Kemba Walker, Russell Westbrook. Powtarzam: Blake Griffin, Kemba Walker, Russell Westbrook.
Prehistoria, prawda?
Warriors w trakcie tych trzech lat mniej lub bardziej udanie ominęli mnóstwo raf:
- Rejteradę Duranta
- Kolejne kontuzje i 2,5-letnią przerwę w grze Klaya Thompsona
- Kontuzję i prawie roczną przerwę Stepha
- Zmarnowanie drugiego picku w drafcie na Jamesa Wisemana
- Porażkę w ubiegłorocznej fazie play-in z Memphis Grizzlies
Ale 27 maja 2022 roku, podobnie jak w 2015 roku, o siedem lat starsi Steph, Klay i Draymond znów znaleźli się lata świetlne przed całą konkurencją Konferencji Zachodniej. Piękna historia.
Curry w wieku 34 lat sięgnał po historyczną, bo pierwszą statuetkę im. Magica Johnsona, która od tego roku będzie przyznawana najlepszemu graczowi finału Zachodu (na Wschodzie Jayson Tatum jest faworytem do odebrania trofeum im. Larry’go Birda). W rywalizacji przeciwko Dallas Mavericks w każdym meczu zdobywał średnio 23,8 punkty, 7,4 asysty i 6,8 zbiórki.
– Nikt nie stawiał na to, że wrócimy do finału NBA, gdy dwa lata temu kończyliśmy sezon z 15 zwycięstwami. Ale jesteśmy tu! – cieszył się Draymond.
W ostatnim meczu z Mavs dominacja Warriors ani przez chwilę nie podlegała dyskusji. Ich najlepszym strzelcem był tym razem Klay Thompson (32 punkty), a gdyby nagrodę MVP finałów Zachodu otrzymał Kevon Looney (w serii średnio 10,6 punktu i 10,6 zbiórki) Steph by się raczej nie obraził.
Dla Mavs 28 punktów zdobył Luka Doncić, ale 10-punktowa porażka (110:120) tak naprawdę nie do końca oddawała różnicę, która dzieliła jego drużynę od Warriors.
– Grałem dziś fatalnie, ale jestem dumny z tego, czego dokonaliśmy w tym sezonie. Mam dopiero 23 lata, wciąż się uczę – mówił Słoweniec.
Warriors tego jak wygrywać finał NBA nikt uczyć nie musi. W rywalizacji, która rozpocznie się w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego będą zapewne wedle bukmacherów nieznacznymi faworytami. Bez względu na to, z kim przyjdzie im się mierzyć.
Michał Tomasik
Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 1300 i do 200 zł na start. Sprawdź! >>