REDAKCJA

Warszawa jest ciągle dzika. Beniaminek sprawił, że ma identyczny bilans jak… pokonana Legia!

Warszawa jest ciągle dzika. Beniaminek sprawił, że ma identyczny bilans jak… pokonana Legia!

Drugie derby Warszawy, drugi raz triumfują Dziki - tym razem nieco pewniej, różnicą 10 “oczek” (96:86), choć od samego początku znacząco przeważały. Choć Legia przegrywała nawet 25 punktami, zdołała wrócić do meczu, jednak masa błędów nie pozwoliła przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Dominic Green niczym MVP! 28 punktów, 12/15 z linii rzutów wolnych.

fot. Andrzej Romański / plk.pl

Derby zawsze rządzą swoimi prawami. Tak też było w pierwszym meczu pomiędzy Dzikami a Legią, gdzie beniaminek za sprawą kontrowersyjnej “trójki” Matta Colemana wygrał na Bemowie 62:61. Poza tym obie drużyny wygrały w ostatniej kolejce, a w tabeli przed dzisiejszym spotkaniem dzielił ich mecz różnicy. Ekipa Krzysztofa Szablowskiego ostatnio bardzo szybko zareagowała po kontuzji Mateusza Szlachetki transferem Ajare Sanniego, czym dała sygnał całej Orlen Basket Lidze, że chce liczyć się w walce o czołową “ósemkę”.

Derbową atmosferę dało się odczuć od samego początku – obie drużyny wiedziały o randze meczu i dążyły do wygranej. Z początkowej gry punkt za punkt przeszliśmy do serii punktowej 10:0 gospodarzy, która po czterech minutach już dała 8 “oczek” różnicy. Legia poprawiła się nieco na atakowanej desce, za to Dziki dopiero się rozpędzały. Lider zespołu, Dominic Green, świetnie wszedł w mecz, zdobywając 11 punktów w samej pierwszej kwarcie – w całym spotkaniu 28, trafiając 7 z 15 rzutów z gry (w tym 2/3 za 3). Równie dobrze rozpoczął te derby zadaniowiec, Alan Czujkowski – 9 punktów (⅔ za 3) w pierwszych 10 minutach.

Gospodarze ruszyli agresywnie na Legię, niczym prawdziwa wataha dzików. Dzięki temu zdobyli aż 34 punkty w pierwszej kwarcie, trafiając niesamowite 12 z 18 rzutów z gry. Tuż przed zakończeniem kwarty prowadzili nawet różnicą 16 “oczek”, jednak sytuację równo z syreną zza łuku poprawił nieco Ray Cowels. “Zieloni Kanonierzy” wyglądali na zagubionych, a każde natarcie ze strony rywali było dla nich nie do przejścia. Kontynuację tego widzieliśmy w drugiej kwarcie w wykonaniu Ajare Sanniego, który zdobył pierwsze 8 punktów zespołu w tej części gry.

Beniaminek rozpoczął drugą kwartę od serii 16:4, po 15 minutach mieli dwa razy więcej punktów niż “Legioniści” (50:25), przewagę wynoszącą aż 25 punktów. Istne show w wykonaniu ekipy Krzysztofa Szablowskiego, koszykarze Legii rozkładali ręce i nie wiedzieli, co robić. Każdy rzut znajdował drogę do kosza, a wejście w “pomalowane” Legii nie było przez ten długi fragment meczu żadnym problemem.

Z każdą kolejną minutą potencjał ofensywny Dzików był zatrzymywany przez obrońców gości. Zanim obie drużyny zeszły do szatni na przerwę, Legia już odrobiła sporą część strat. Christian Vital, MVP poprzedniej serii gier w FIBA Europe Cup, był w formie – zdobył ostatnie 12 punktów zespołu w pierwszej połowie. W efekcie 19 z 41 drużyny do przerwy, w całym meczu 24. Przez niecałe 5 minut zdołali zmniejszyć straty już do 14 “oczek”, lecz w ostatnich sekundach kwarty z dystansu ukarał ich Nick McGlynn. Przez pierwsze 20 minut gospodarze trafili 61% rzutów z gry oraz 66% za 3, co dało fantastyczne 58 punktów i 17 “oczek” zaliczki przed drugą połową.

Aby wrócić do meczu, Legia powinna stopniowo niwelować przewagę rywali, jednak ani trochę ta sztuka jej się nie udawała – wręcz przeciwnie, Dziki ponownie odskoczyły na ponad 20-punktowe prowadzenie po blisko siedmiu minutach trzeciej kwarty (76:53). Ekipie Wojciecha Kamińskiego dziś niemal wszystko nie wychodziło, ich rywalom za to już tak – na każdy lepszy moment gości bardzo szybko odpowiadali, czym kilkukrotnie podcięli im skrzydła. Kwarta na remis (21:21), czyli bardzo dobry prognostyk przed ostatnimi 10 minutami oraz udana część gry z punktu widzenia Dzików, którym udało się utrzymać swoją solidną zaliczkę z pierwszej połowy.

Decydującą kwartę wjazdem pod kosz otworzył Michał Kolenda, od tego czasu przez kolejne trzy minuty “Legioniści” nie trafili ani razu do kosza. Gospodarze jednak zbytnio tego nie wykorzystali, przez co w momencie, gdy rzuty koszykarzy Legii zaczęły wpadać, przewaga malała. Goście się nie poddawali, jednak próbując odrabiać straty, popełniali naprawdę dziecinne błędy w postaci błędu podwójnego kozłowania lub nieporozumienia na zbiórce prowadzące do wybicia piłki na aut. Żeby było mało, do szatni za dwa “dachy” wyleciał Wojciech Kamiński, gdy jego drużyna małymi krokami zbliżała się do przeciwników.

Stery po Kamińskim przejął jego asystent, Marek Popiołek i wtedy Legia wręcz rzuciła się za odrabianie strat – wyrywali piłki z rąk rywali, byli naprawdę bliscy powrotu z dalekiej podróży. Niewytłumaczalne jednak w tak ważnych momentach są przestrzelone dwa rzuty wolne Vitala lub lay up sam na sam z koszem Kolendy, które dały tlen Dzikom przed widmem gorącej i zaciętej końcówki.

Sporo rzutów wolnych w dzisiejszym meczu wykonywał Dominic Green (12/15 z linii). W ostatnich minutach kibice w jego stronę skandowali “MVP”. Akcję później floaterem Matt Coleman doprowadził swój zespół na dwucyfrowe prowadzenie (93:83) na 56 sekund przed końcową syreną. Tym rzutem Amerykanin pogrzebał jakiekolwiek nadzieje na wygraną “Zielonych Kanonierów”, choć oni jeszcze nie wykorzystali dużej szansy – po akcji 2+1 Kolendy przechwycili piłkę i dwukrotnie nie trafili z dystansu.

To dziewiąta wygrana beniaminka, który tym zwycięstwem zrównał się bilansem z dzisiejszymi rywalami. Gdyby sezon zakończył się już dziś, to ekipa Krzysztofa Szablowskiego dzięki lepszemu bilansowi w bezpośrednim pojedynku (2-0) byłaby wyżej w tabeli. Co warto podkreślić – Warszawa w tym sezonie należy do Dzików, dwukrotnie triumfowali w starciu z Legią.

Dziś Dominic Green, autor 28 punktów niczym prawdziwy MVP, solidne wsparcie z ławki dał nowy zawodnik Ajare Sanni (15 punktów, 3/4 za 3) i świetny fragment w drugiej kwarcie prowadzący do powiększenia przewagi do 25 “oczek”. Zadaniowcy, którzy zapewnili Dzikom awans do ekstraklasy, także spisali się na medal – Alan Czujkowski (11 punktów, 2/3 za 3 i 5 zbiórek), Grzegorz Grochowski (8 punktów i 6 asyst) oraz Mateusz Bartosz (5 punktów i 2 zbiórki), który wykonał kawał dużej roboty w obronie przeciwko podkoszowym rywali. Indywidualnie do dobrych występów ten mecz po stronie gości mogą zaliczyć Christian Vital (24 punkty, 9/13 z gry) oraz Marcel Ponitka (12 punktów, 5 zbiórek i 5 asyst).

Autor teksu: Błażej Pańczyk

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

Urok ORLEN Basket Ligi polega również na tym, że niemal każdy mecz jest o stawkę. Jak w soczewce widać to na przykładzie osiemnastej kolejki. Ciekawie będzie w Wałbrzychu, Sopocie i Włocławku. Szczególnie ten ostatni mecz jest pełen podtekstów, bo Roberts Štelmahers ponownie postara się przywołać demony z przeszłości Anwilu. MKS, z nowym trenerem na ławce, powalczy w derbowym starciu z GTK. Szykuje się spora dawka emocji – tuż przed przerwą na Pekao S.A. Puchar Polski i okienko reprezentacyjne!
6 / 02 / 2025 13:15
17. kolejka ORLEN Basket Ligi obfitowała w wiele interesujących zdarzeń. Najciekawiej było w Warszawie, gdzie Anwil wytrzymał presję i wygrał po dogrywce z Dzikami. Warto również odnotować imponujący wyczyn czarnych Słupsk, którzy w niespełna 87 sekund odrobili pięć punktów z rzędu i wygrali ze Stalą Ostrów. Z kolei Wojciech Kamiński i jego Start wzięli odwet na Legii Warszawa.
4 / 02 / 2025 9:06
Piątkowej nocy San Antonio Spurs w pierwszy z meczów rozgrywanych dzień po dniu mierzyli się z Charlotte Hornets. Ostrogi zmuszone były uznać wyższość rywali po trafieniu na zwycięstwo na 1,4 sekundy przed końcową syreną 117:116. Do wygranej zabrakło Ostrogom ułamków sekundy!
8 / 02 / 2025 10:14
– (…) Właśnie organizacja integracyjnych zlotów fanów Byków stała się dla mnie furtką do nawiązania nieformalnej współpracy z organizacją Chicago Bulls – pisze Marcin Więckowski o swoim “Chicago dream”, którego również poniekąd możecie doświadczyć.
7 / 02 / 2025 9:55
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami