Superbet – najlepsze kursy na koszykówkę. Cashback 500 i 50 zł na start. Sprawdź! >>
Jeszcze na początku kwietnia Washington Wizards z bilansem 17-32 dużo częściej patrzyli chyba w stronę loterii draftu, a nie playoffs. Łatwo poddać nie chciał się jednak Russell Westbrook, który w trakcie sezonu złożył obietnicę: mimo wszystkich kontuzji, porażek i problemów z koronawirusem Wizards zagrają w tegorocznej fazie play-off.
Pewnie wtedy mało kto traktował tę zapowiedź rozgrywającego Wizards poważnie, ale sam Westbrook wziął się ostro do roboty i po znakomitej końcówce sezonu najpierw wprowadził Washington do turnieju play-in, a teraz także do playoffs. W czwartek Wizards bez większych problemów ograli Pacers i w pierwszej rundzie zagrają z 76ers.
Wizards już do przerwy prowadzili 14 punktami, ale na dobre uciekli rywalowi w trzeciej kwarcie, która to była pokazem siły stołecznego klubu. W ledwie 12 minut gry Wizards trafili 15 z 20 rzutów i zdobyli w tej odsłonie aż 48 punktów, a wisienką na torcie był wsad Bradleya Beala po podaniu Westbrooka. Gdy pierwszy zawisł na obręczy, drugi podniósł wysoko ręce w geście tryumfu.
Westbrook zakończył zmagania z dorobkiem 18 punktów, ośmiu zbiórek oraz 15 asyst, a po meczu przyznał, że bardzo mocno chciał się zrehabilitować po swoim słabym występie przeciwko Boston Celtics kilka dni temu. 25 oczek dołożył Beal, a solidne wsparcie dali też m.in. Rui Hachimura (18 oczek) czy Daniel Gafford (15 punktów, 13 zbiórek, 5 bloków).
Razem z zawodnikami cieszyło się nieco ponad 5300 kibiców zgromadzonych w Verizon Center w Waszyngtonie, którzy świętowali pierwszy awans swojego ulubionego klubu do fazy posezonowej od sezonu 2017/18. Tymczasem dla Pacers to ledwie drugi raz w ciągu ostatnich dziesięciu lat, gdy faza play-off przeszła im koło nosa – pytanie, czy w Indianie nadal chcą współpracować z trenerem Bjorkgrenem.
Tomek Kordylewski