PZBUK! Bonus powitalny 500 zł na start – podwajamy pierwszy depozyt!
Transfer Filipa Dylewicza jest oparty o dwa bardzo ważne argumenty – Stal chcąc dodatkowo się wzmocnić musiała znaleźć Polaka, by zostawić sobie jeszcze jedno wolne miejsce w składzie dla obcokrajowca, a do tego potrzebowała rzucającej z dystansu czwórki. Profilem jak najbardziej pasuje właśnie “Dylu”.
Dla samego weterana to także korzystna sytuacja. Zawsze to przyjemniej, jeśli Dylewicz, czyli legenda polskiej koszykówki, skończy poważne granie w ekstraklasie, a nie tułaczką po 1. lidze z dopiskiem „nikt go w PLK nie chciał”, a taka była przecież wokół niego ostatnio narracja.
Z punktu widzenia klubu z Ostrowa są jednak dwa poważne ale, które każą sądzić, że pozyskanie Filipa Dylewicza przez Stal zbyt wielkim wzmocnieniem niestety nie jest. Pierwsze to oczywiście obrona, a drugie to dość rozczarowujący ostatnimi czasy rzut.
Fizycznie, co przekłada się na defensywę, siłą rzeczy Filip nie jest już tym samym zawodnikiem co kiedyś. Jego braki w obronie mogą być tym bardziej widoczne, że w pewnych ustawieniach Stal będzie grała bez środkowego, którego wciąż nie ma (Nikola Jevtović jest jedyną nominalną piątką).
Jeśli chodzi o rzut za 3 punkty, czyli obecnie główną broń Dylewicza na parkiecie, to w tym sezonie w 1. lidze trafił 35% trójek. W poprzednim sezonie jednak, który w większości miał zmarnowany z uwagi na kontuzje, trafiał zaledwie 16,7% rzutów z dystansu, a próba wcale tak mała nie jest – 5/30.
Na końcu jednak każda para rąk i nóg do gry w Ostrowie się przyda. Jeśli rzeczywiście ten transfer ma otworzyć drogę do kolejnego, to można wstępnie uznać, że to dobry ruch, choć z oceną zapewne trzeba zaczekać.
Filip Dylewicz będzie miał okazję do debiutu już w niedziele. Stal jedzie do Stargardu na spotkanie z prowadzoną przez trenera Jacka Winnickiego PGE Spójnią. Mecz o 15:00, transmisja w emocje.tv.
GS