Lawina gratulacji po tym, jak zawaliłeś najważniejszy mecz w karierze. Przemysław Karnowski podbił serca kibiców, ale to nie oznacza, że nie powinniśmy trzeźwo oceniać jego sytuacji i potencjału.
PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
Polska koszykówka cholernie potrzebuje bohaterów i „Shem” idealnie się w tę potrzebę wpisał – w dobrym stylu wrócił do gry po ciężkiej kontuzji, miał świetny sezon z Gonzagą, a jego zespół awansował do Final Four. Było się czym ekscytować.
Przemysław Karnowski został też zauważony w USA, a my kochamy, gdy zagranicą się o nas i o naszych rodakach pisze i mówi w samych superlatywach. Nie traćmy jednak dystansu – ze swoim charakterystycznym wyglądem oraz poczuciem humoru, Przemek jest po prostu bardzo medialną postacią. To jego naturalny atut, ale też istotny powód do umieszczenia go np. na okładce „Sports Illustrated”.
W najważniejszym meczu kariery Karnowski jednak zawiódł, choć eksponowany był – piłkę dostawał często, ale pudłował na potęgę. Miał 1/8 z gry, popełnił 4 straty – jego złe podania zamieniały się na łatwe punkty rywali. A z jego atakiem radził sobie Kennedy Meeks, o którym nie mówi się, że trafi do NBA.
Jeden mecz nie zmienia oczywiście oceny skautów, ale też jakieś wrażenie w ich głowach zostawia. W przypadku Karnowskiego – raczej negatywne. Nawet spośród środkowych Gonzagi zdecydowanie wyżej oceniany jest cztery lata młodszy, lepszy technicznie, dynamiczniejszy Zach Collins. To on na pewno zostanie wybrany w drafcie, jeśli tylko się do niego zgłosi.
Karnowski – może chwilowo, może przez gorszą dietę, a może przez geny – w tym momencie fizycznie nie wygląda jak kandydat do NBA. W 2012 roku, kończąc sezon w Siarce, ważył 124 kg i mówił, że jego celem jest zrzucenie 6-8 kg, schudnięcie i obudowanie się mięśniami. Po aż pięciu latach w USA różnicy na korzyść jednak nie widać.
A wielka historia powrotu, to jednak też historia, która będzie zapisana w jego sportowym CV. Karnowski to, niestety, gracz po bardzo poważnej kontuzji, do tego będący w formie fizycznej, która – odpukać! – niesie ryzyko kolejnych kłopotów ze zdrowiem.
Jeśli faktycznie chce zrobić dużą karierę – w Europie, w NBA, gdziekolwiek – musi wziąć się za pracę nad sobą, by nie skończyło się na PLK. Pamiętajmy, że w tym sezonie NCAA Karnowski grał z graczami o nawet cztery lata młodszymi – teraz rywale będą mocniejsi. Czy przeciwko nim da radę? Czy będzie w stanie grać po 30 minut w meczu?
Miejmy nadzieje, że naprawdę poważny klub zainwestuje w Polaka i podpisze z nim kontrakt. A chwilowo mobilizujmy go do ciężkiej pracy, zamiast zagłaskiwać.
TS, ŁC