Znakomite spotkanie w Gryfii, niech ta seria trwa jak najdłużej! Niesamowite 16:0 w czwartej kwarcie i świetny Chavaughn Lewis dali Czarnym wygraną 83:76 i remis 2-2 w serii z Anwilem.
PLK, NBA – typuj wyniki i zgarniaj kasę >>
– Nigdy nie zginą, „Czarnuchy” nigdy nie zginą! – niosło się po Gryfii w ostatnich minutach. Doping był niesamowity, a radość po zakończeniu meczu – ogromna. Nie wiadomo, co będzie z Czarnymi po sezonie wobec odejścia Energi, ale wiadomo, że ten obecny zespół nie do zdarcia. Z liderem, faworyzowanym Anwilem, drużyna Robertsa Stelmahersa wygrała już po raz drugi, doprowadziła do meczu nr 5.
A wszystko dzięki fantastycznemu zrywowi w ostatniej kwarcie – Anwil prowadził już 71:62, gdy Chavaughn Lewis włączył piąty bieg. W całym meczu Amerykanin miał 26 punktów, 6 zbiórek i 8 asyst, a w decydującym momencie mijał rywali jak tyczki. I trafiał, trafiał, trafiał…
16:0 – taki zryw zaliczyli Czarni, wyszli na prowadzenie 78:71. Ale to nie był koniec, o nie – Anwil też walczy. Kamil Łączyński trafił za trzy, a w kolejnej akcji piłka niesamowicie wykręciła się z obręczy po jego następnym rzucie z dystansu. „Łączka” uśmiechał się z niedowierzaniem, ale tylko przez chwilę – Greg Surmacz zaraz dobił włocławian swoją trójką.
W ostatnich minutach Czarni utrzymali przewagę, zasłużenie wyrównali serię.
Ale to od początku był zacięty, ciekawy mecz. Anwil zaczął od niezłej obrony na najważniejszych graczach Czarnych – goście dobrze zacieśniali pole trzech sekund, więc Lewis i David Kravish początkowo nie pokazywali tak skutecznych akcji, jak w poprzednich meczach. Dodatkowo ten drugi szybko popełnił dwa faule –Stelmahers pozostawił go na boisku, co wykorzystywał skuteczny Josip Sobin.
Mecz znów był zacięty, w samej pierwszej połowie było 8 remisów i 6 zmian prowadzenia – najwyższe gospodarze osiągnęli w jej końcówce, po bardzo dobrym fragmencie Lewisa, który kilka razy z rzędu łatwo minął rywali i albo sam trafiał, albo zaliczał widowiskowe asysty. Do przerwy Amerykanin miał 12 punktów i 5 asyst.
Tuż po przerwie Czarni wyszli na prowadzenie 46:36, ale wtedy świetnie zagrały gwiazdy Anwilu – Nemanja Jaramaz oraz Sobin, a na dodatek skuteczny był Paweł Leończyk. I szybko zrobił się remis. A gdy zaczęli trafiać zmiennicy (także Mateusz Bartosz czy Kacper Młynarski), włocławianie prowadzili nawet 62:56.
Nieoczekiwanie wejście miał też żelazny rezerwowy Czarnych Piotr Dąbrowski, którego trójka i dobra akcja w obronie pozwoliły gospodarzom zmniejszyć straty. Moment chaosu oraz błędnych decyzji sędziowskich zakończył Łączyński, który trafił za trzy na 68:62 dla gości, a potem jeszcze trzypunktową akcję z kontry wykonał Toney McCray.
I wtedy, od stanu 62:71, zaczął się zryw Czarnych, po którym Gryfia znów odleciała.
Co za doping na Gryfi !!! Aż we Francji ich slysze … Nie wyobrażam sobie #plkpl bez Czarnych!
— Aaron Cel (@aaroncel5) May 11, 2017
Pełne statystyki z meczu – TUTAJ.
ŁC