fot. Andrzej Romański / plk.pl
Pierwsza kwarta nie była koszykarską ucztą. Obu ekipom nie brakowało jednak zawziętości i zaangażowania. Długo rywalizacja toczyła się punkt za punkt. Dopiero pod koniec pierwszej odsłony Trefl zdołał odskoczyć na siedem oczek różnicy – 20:13. Naprawdę dobrze prezentował się Geoffrey Groselle. Przede wszystkim skutecznie minimalizował atuty Dusana Mileticia, który dzisiejsze spotkanie rozpoczął jako rezerwowy. Z kolei wśród wrocławian najpewniejszym punktem był Angel Nunez, ale i on w końcu udał się na ławkę.
Podczas pierwszych 10 minut wicemistrzom Polski brakowało celnych trójek. Początek drugiej kwarty – jak na zawołanie! Jakub Nizioł dwukrotnie trafił z dystansu, a Żan Tabak sięgnął po time out. To była też kwarta, podczas której Geoffrey Groselle wyraźnie testował wytrzymałość i charakter Dusana Mileticia. Sędziowie pozwalali na sporo brudnej gry między nimi, a Amerykanin chętnie wykorzystywał takie zagrania w akcjach jeden na jednego. Serb jednak nie podłamał się, chwilę później wsadem zdobył dwa punkty. Warto też podkreślić dobry moment w wykonaniu Mateusza Zębskiego. Prawdopodobnie nigdy nie będzie strzelcem, ale podczas poniedziałkowej pierwszej połowy zaliczył 4 ważne zbiórki w ataku, które wyraźnie napędziły jego zespół. Mimo tego po 20 minutach górą był Trefl – 36:31.
Ta różnica zmniejszyła się dopiero w połowie trzeciej kwarty. Co ciekawe, sopocianie dwukrotnie odpowiedzieli trójką na akcję 2+1 rywali – Barnes Nunezowi, a Best Mileticiowi. Ostatni z wymienionych chwilę później faulował po raz trzeci, a trener Miodrag Rajković w tym momencie meczu wolał nie ryzykować. Tym bardziej że Trefl potrafił znaleźć swoje okazje z linii rzutów wolnych. Każda taka wiązała się z reakcją trybun. Dostało się nawet szkoleniowcowi Śląska, którego sędziowie próbowali stonować faulem technicznym.
Upływały kolejne minuty, a Trefl kontrolował wysokość swojej przewagi. Wywierał na przeciwnikach dużą presję, nie pozwalał na łatwe punkty. To działało do czasu, aż wrocławianie zaczęli trafiać zza łuku. Trafił Jakub Nizioł, trafił Saulius Kulvietis, a gdy trzy celne rzuty wolne dołożył jeszcze Hassani Gravett, to Śląsk wrócił na prowadzenie.
Na 90 sekund przed końcem był już remis. Później – dwupunktowa przewaga przyjezdnych. Co prawda Jakub Schenk nie usłyszał sugestii Żana Tabaka, ale zakończył akcję skutecznie, więc chorwacki trener mógł odetchnąć. Po drugiej stronie jednym celnym rzutem wolnym odpowiedział Dusan Miletić. Ale tylko jednym! Sopocianie wygrywali 73:72. A nawet 75:72, bo Aaron Best wykorzystał dwa rzuty wolne. Zagwozdka dla Śląska – rzucać za trzy czy próbować w inny sposób? Kłopot rozwiązał Benedek Varadi, który faulując dał rywalom dwa rzuty wolne. Końcówka to już festiwal rzutów wolnych i sprawdzian odporności psychicznej. W końcu schemat przełamał Hassani Gravett, celowo pudłując drugą próbę i szukając w ten sposób dobitki o podwójnej wartości. Nie udało się. Sopocianie powiększyli przewagę do czterech punktów i w ten sposób wygrali trzecie starcie w tej serii – 81:77. Ekipa Żana Tabaka melduje się w finale, Śląsk zagra o brązowe medale.