Poderwał zespół w drugiej kwarcie, trafił ważne trójki w trzeciej. Zdobył 11 punktów, zaliczył 7 zbiórek i 2 asysty. Był wcale nie takim cichym bohaterem rewanżu z Giants Antwerpia.

Nowości w Sklepie Koszykarza – zobacz, w czym się teraz gra >>
W poniedziałek Rosa musiała nie tylko wygrać – musiała pokonać Belgów różnicą co najmniej 7 punktów. Liczyliśmy na Kevina Puntera, Patrika Audę czy Michała Sokołowskiego i oni wszyscy zagrali bardzo dobrze.
Ale kto liczył na Marcina Piechowicza?
– W Antwerpii trochę się spalił, a teraz zagrał jak profesor – mówi trener Rosy Wojciech Kamiński. – Mecz w Belgii trochę przespałem, teraz chciałem dać drużynie o wiele więcej – dodaje 24-letni koszykarz.
W meczu nr 1 grał przez 11 minut, popełnił stratę. I to wszystko. W meczu nr 2 spędził na boisku prawie 24 minuty – rzucił 11 punktów (3/3 za trzy, 2/2 z wolnych), miał 7 zbiórek i 2 asysty. I najlepszy w zespole wskaźnik +/- na poziomie +22.
– Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że graliśmy mecz o Ligę Mistrzów, że musieliśmy wygrać, to tak – to był mój najlepszy występ w życiu. Widziałem, jak ważne jest to spotkanie dla całego klubu – mówi Piechowicz.
Rosa wygrała 83:70 i awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Przełom w Radomiu? Ciężka praca już jest
Mierzący 201 cm wzrostu obwodowy karierę jest wychowankiem MKS Dąbrowa Górnicza, przez ostatnie trzy sezony grał w niej w PLK. Najlepiej spisywał się w tym pierwszym, gdy notował po 5,6 punktu, 2,2 zbiórki oraz 1,8 asysty. Na początku debiutanckich rozgrywek rzucał 12 punktów z Treflem, 13 ze Stelmetem, 17 z Polfarmeksem. Ale potem przyplątała się kontuzja, koszykarz miał miesiąc przerwy i wylądował na końcu rotacji drużyny.
Teraz liczy na odrodzenie, na duży krok do przodu w Radomiu. Może taki, jaki udał się Michałowi Sokołowskiemu czy Danielowi Szymkiewiczowi?
– Liczę na Marcina, liczę, że będzie nam pomagał tak, jak w poniedziałek. Że będzie grał na różnych pozycjach: na jedynce, na dwójce, jak trzeba to na trójce, a czasem, jak w jednym ze sparingów, nawet na czwórce – mówi Kamiński.
– To mocny fizycznie zawodnik, zobaczcie, jak pomógł nam z Giants na deskach. Ten mecz bardzo mu się przyda, bo jeśli chodzi o pracę, o chęci do trenowania, to wszystko u Marcina jest na najwyższym poziomie. Teraz potrzeba, by potwierdzał w meczach to, czego się uczy – dodaje trener Rosy.
Między rzutem i podaniem
U Piechowicza widać progres, jeśli chodzi o rzut. Już w Dąbrowie wskaźnik trójek rósł z 33, przez 34, do 39 proc. skuteczności. W poniedziałek było to świetne 3/3.
– Spokojnie, to tylko jeden mecz, nie da się zawsze tak trafiać – zaznacza koszykarz. Jak pracuje nad rzutem? – Zacząłem w zeszłym sezonie, teraz praktycznie po każdym treningu zostaję i oddaję po kilkadziesiąt, a czasem nawet ponad 100 celnych rzutów za trzy.
– Marcin mnóstwo czasu spędza rzucając – potwierdza Kamiński. – Z trenerem Arturem Packiem umawia się indywidualnie, rzuca przed i po treningach, ma dodatkowe zajęcia. Jemu potrzebna jest jedna rzecz – powtarzalność rzutu. Każda próba musi być taka sama – zaznacza trener.
Kamiński, gdy pytamy go o największy atut Piechowicza, odpowiada zdecydowanie: – Podanie. Ma bardzo dobre, naprawdę.
– Na razie go nie pokazał, ale też z Giants nie było łatwo, Marcin nie był jeszcze w stanie przeczytać wszystkiego i pokazać takich zagrań w meczu pucharowym. Dotychczas grał w PLK, teraz styka się z wyższym poziomem. Jest trochę pod presją – dodaje Kamiński.
Na jedynce najtrudniej, ale trzeba wszędzie
Piechowicz, z wszechstronnymi umiejętnościami, 201 cm wzrostu, coraz lepszym rzutem i umiejętnością podania, w wieku 24 lat wciąż wygląda jak materiał na nowocześnie grającego obwodowego. Właśnie – obwodowego, a nie rozgrywającego, rzucającego czy skrzydłowego.
– Ja go nie będę szufladkował, Marcin ma być uniwersalny. Jest coraz mniej graczy, którzy występują na jednej pozycji, takie przypisywanie wręcz ich ogranicza. Marcin może grać na trzech pozycjach obwodowych i tak właśnie powinno być – mówi „Kamyk”.
– Ostatnie moje lata były takie, że non stop pozycję zmieniałem, albo po prostu wchodziłem tam, gdzie byłem potrzebny – mówi Piechowicz. I dodaje: – Nie mam chyba jednej, najlepszej pozycji. Na pewno na jedynce gra jest najcięższa – raz, że potrzeba najwięcej skupienia i myślenia, a dwa, że dużym problemem są mali przeciwnicy, którzy chcą mi zabrać piłkę z kozła – tłumaczy zawodnik.
Z drugiej strony – jego można pochwalić za poniedziałkową grę w obronie, także przeciwko rozgrywającym, bo przecież Piechowicz zmieniał najczęściej Szymkiewicza na jedynce. – Staram się jak mogę – rywale na jedynce zwykle są dużo szybsi, czasami jest ciężko, często im nie ustoję. Ale trener Kamiński stworzył taki system obrony, że bronimy drużynowo, pomaga cały zespół.
A Piechowicz pomaga zespołowi. Awans do Ligi Mistrzów to także jego zasługa.
Nowości w Sklepie Koszykarza – zobacz, w czym się teraz gra >>