
fot. Andrzej Romański / plk.pl
- MKS Dąbrowa Górnicza – Boris Balibrea na czele
Od dawna w lidze nie było takiego trenera, jak 35-letni Hiszpan, który zanim objął stery w Dąbrowie Górniczej, został ogłoszony szkoleniowcem sezonu w Szwecji. Przede wszystkim już latem MKS wykonał bardzo dobrą robotę, podpisując chociażby reprezentanta Chile Nicolasa Carvacho po dwóch latach gry w Bundeslidze, Taylera Personsa po wyśmienitym finiszu w Toruniu, któremu powierzył funkcję boiskowego generała, czy Hiszpana Marca Garcię po ośmiu sezonach w najsilniejszej lidze europejskiej, czyli ACB. Każdy z wyżej wymienionych zawodników jest najlepszy w klasyfikacji, kolejno: zbiórek, asyst i punktów. Poza tym, nikt nie ma wpisanej kwoty buy-outu w kontrakcie, o czym trener MKS-u wspomniał na ostatniej pomeczowej konferencji.
Świetny pomysł taktyczny Balibrei ogląda się aż z przyjemnością. Płynne i szybkie przejście z obrony do ataku, zespołowa gra, kanonada trójek dzięki świetnym strzelcom, którym piłki dogrywa Persons, aktualnie najlepszy asystujący ligi ze średnią ponad 9 asyst na mecz. Każdy grozi rzutem z dystansu, poza podkoszowym Nicolasem Carvacho, który ma świetny przegląd pola i doskonale rozgrywa akcje dwójkowe z rozgrywającymi. Daje to duże możliwości na atakowanej desce, z kolei rywalom stwarza wiele problemów – w dodatku, gdy piłka niemal cały czas krąży po obwodzie i szuka się pozycji dla jednego z nich. MKS po sześciu meczach zdobywa ponad 100 punktów na mecz, rekord punktowy sezonu należy do nich po ostatnim meczu z Dzikami Warszawa – 116 punktów.
Klucz do świetnego startu? Świetnie został opisany przez Łukasza Ceglińskiego dla sport.pl (całość tutaj) – przede wszystkim sztab szkoleniowy pracuje niczym pracownicy korporacji, od 7:30 do 15:30. Zawodnicy rozpoczynają jedyny trening o godzinie 11:00, po południu mają czas wolny dla siebie. Ten innowacyjny pomysł jak widać się sprawdza, zawodnicy są wypoczęci i z pewnością mimo początkowego trudnego przestawienia na inny tryb pracy niż zazwyczaj, teraz cenią go sobie. Efektem tego jest wynik po sześciu kolejkach – z bilansem 5 zwycięstw i 1 porażki zajmują 2. miejsce w lidze, a atrakcyjna gra przyciąga do hali coraz bardziej zaangażowanych kibiców.
2. Kalif Young – (cichy) lider Anwilu Włocławek
Cichy lider, ponieważ wiodącą postacią drużyny Przemysława Frasunkiewicza jest Victor Sanders. Cichy lider, ponieważ nigdy nie wyrósł na najważniejszą ofensywną postać w meczu, a i tak dzięki m.in. jego brudnej robocie Anwil po sześciu meczach jako jedyny w lidze jest niepokonany. Cichy lider, ponieważ swoją energią, zaangażowaniem i fizycznością w obronie jest nie do przejścia. Poza tym, że sieje postrach pod bronionym koszem, jest jednym z najbardziej widowiskowych zawodników w całej lidze, z przyjemnością patrzy się na jego zagrania, często te niewidoczne gołym okiem tj. zastawienie, czy szybkie przemieszczenie się pod kosz jako trailer. Poniżej jedna z jego firmowych akcji:
Kalif Young! Co za wjazd i wsad! #ORLENBasketLiga #PLKPL pic.twitter.com/0fYvGuAxWk
— ORLEN Basket Liga (@PLKpl) September 30, 2023
Patrząc tylko na cyferki Young’a można odnieść wrażenie, że to nic wielkiego – zaledwie 5,8 punktu na 47 proc. skuteczności z gry. Jednak obserwując jego grę, można wysnuć wnioski, że profil gracza jak on idealnie pasuje pod ten zespół, który jest naszpikowany ofensywnymi zawodnikami (Garbaczem, Petraskiem, Sandersem, Joesaarem, czy Bellem).
Jest niesamowitym atletą, co pokazywał już za czasów gry w Czarnych Słupsk w sezonie 2021/22. Względem tego sezonu poczynił duży progres, zwłaszcza w grze defensywnej, gdzie stał się prawdziwą podkoszową bestią. Zbiera blisko 10 piłek na mecz, z czego aż 4 na atakowanej desce (jest trzecim najlepszym zbierającym ligi), dodatkowo Anwil z nim na parkiecie jest aż średnio +15,7, dzięki czemu jest najlepszym zawodnikiem w statystyce +/- wśród wszystkich koszykarzy polskiej ligi.
3. Start Lublin – duet Durham & O’Reilly
Obaj świetnie się uzupełniają, choć zanim zobaczyliśmy ich w akcji, wydawało się, że Durham jest zwykłym rozgrywającym, a O’Reilly zwykłym strzelcem. Teoretycznie – dalej można tak o nich mówić. Praktycznie – obaj zdobywają mnóstwo punktów i rozdają wiele asyst. Ich łączna średnia asyst (15,8) jest większa niż całej drużyny ze Słupska (13,5) czy też Warszawy (15,7). Dzięki nim Start Lublin jest najlepszą drużyną w lidze pod względem liczby asyst, tuż nad świetnym w tym sezonie MKS-em Dąbrowa Górniczą.
Duet Amerykanów z Lublina zdobywa łącznie 35 punktów, blisko 16 asyst, a obaj rzucają na ponad 40 proc. skuteczności za 3. Tak naprawdę wystarczy, gdy jeden z nich przebywa na parkiecie – wówczas trener Artur Gronek może być spokojny o rozegranie piłki. Jednak gdy obaj grają obok siebie, wówczas tworzą się przewagi dla pozostałych. Nieprzewidywalność ich zagrań, a przede wszystkim chęć gry z kolegami z drużyny sprawia, że wieloma podaniami obsługiwany jest Barret Benson pod koszem, czy też strzelcy na obwodzie tj. Jakub Karolak czy Tomislav Gabrić. Obserwując ich już przez sześć spotkań śmiało można stwierdzić, że są najlepszym duetem obwodowych w całej PLK.
Sam Start dzięki zespołowej grze swoich dwóch zawodników zdobywa ponad 95 punktów co spotkanie, a po sześciu kolejkach jako jedna z dwóch drużyn w lidze majązaledwie jedną porażkę – w ich przypadku to sroga porażka z MKS-em na ich parkiecie. Są jedną z niespodzianek sezonu, choć swoją postawą z tygodnia na tydzień udowadniają swoją wartość i pozycję w tabeli.
4. Spójnia Stargard – trafione transfery z nizin
Trener Sebastian Machowski po udanym sezonie zakończonym na 5. miejscu nie zatrzymał żadnego obcokrajowca w zespole. Za to do Stargardu trafili znani z poprzedniego sezonu Wesley Gordon z Trefla czy Ben Simons z Astorii, czy też rozgrywający z ligi francuskiej Stephen Brown. Każdy z tej trójki jest wartością dodaną dla zespołu, choć liderami tegorocznej Spójni jest 25-letni rzucający z 2. ligi serbskiej oraz 22-letni podkoszowy z 2. ligi adriatyckiej. Wiek to tylko liczba, a brak doświadczenia w ich przypadku jest “zastąpiony” nabieraniem jego właśnie w Polsce oraz w pucharze FIBA.
Devon Daniels (25-latek) po sześciu meczach na parkietach Orlen Basket ligi ze średnią 18,5 punktu co spotkanie jest czwartym zawodnikiem w klasyfikacji “króla strzelców”. Dobrze ułożona ręka przy rzutach z półdystansu, dobra gra na piłce i fizyczność, dzięki której zastawia się i chroni piłkę przy koźle sprawia, że jest problemem w defensywie dla każdego rywala – od samego początku karci przeciwników, w pierwszym meczu w Słupsku zaaplikował 32 punkty, trafiając 13 z 20 rzutów z gry (65%).
Aleksandar Langović (22-latek) po sześciu meczach na polskich parkietach ze średnią 7,3 zbiórki co spotkanie jest jedenastym najlepiej zbierającym ligi. Dodatkowo notuje aż średnio 13 punktów i jest trzecim najlepszym punktującym swojego zespołu. Na pozór niezbyt silny i zagubiony młody Bośniak nie powinien zaaklimatyzować się w realiach (uznawanej za fizyczną) PLK. A jednak, pozory mylą! Przy absencji Gordona dosyć dobrze spisywał się także na pozycji “5”, silny fizycznie i trafiający większość rzutów spod kosza (w tym sezonie Langović ma 22/33 za 3, 66,7%) to niewątpliwie niesamowita perełka, jaką wydobył Machowski tego lata.
5. King Szczecin – kontynuacja i dobra pozycja
Arkadiusz Miłoszewski tego lata zatrzymał w Szczecinie tak naprawdę trzech najważniejszych zawodników – Mazurczaka, Cuthbertsona i Meiera. To dla klubu i miejscowych fanów świetna informacja, że koszykarze chcą tu zostawać na dłużej i walczyć o obronę mistrzostwa. Cała trójka w dalszym ciągu prezentuje się na wysokim poziomie, co z pewnością ułatwia pracę trenerowi.
Bilans 4-2 jak na mistrza Polski nie powala z nóg, choć jest zadowalający. Mając na uwadze, że oba przegrane mecze zakończyły się różnicą maksymalnie dwóch oczek, to śmiało można stwierdzić, że przy większym szczęściu, to oni zasiadaliby na fotelu lidera bez porażki. Choć oba spotkania pokazały, że trzeba popracować nad nerwowymi końcówkami – tu także porażka z niemieckim Ludwigsburgiem w BCL.
Bonusowo, jako szósty pozytyw sezonu należy wymienić beniaminka Dziki Warszawa. Identyczny bilans jak mistrzowie Polski, pokonując po drodze brązowego medalistę i 4. drużynę poprzedniego sezonu to nie lada wyczyn. Ich gra może się nie podobać, brakuje w ich szeregach rasowych strzelców, a trener Szablowski wiele gry powierza graczom zza oceanu, wymiennie rotując z polskimi weteranami. Ten styl może przynieść pozytywne skutki, w postaci chociażby walki o czołową ósemkę po sezonie zasadniczym.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk