PRAISE THE WEAR

Zastal bliski sprawienia sensacji… ale to w Gliwicach odetchnęli z ulgą

Zastal bliski sprawienia sensacji… ale to w Gliwicach odetchnęli z ulgą

GTK prowadziło po trzech kwartach różnicą 21 punktów... i prawie przegrało. Zawodnicy zachowali zimną krew i finalnie dowieźli wygraną do końca - z nawiązką, gliwiczanie w dwumeczu z Zastalem są lepsi! Dziś w CRS-ie triumfowali 99:94.

fot. Malwina Sidor / Polski Cukier Start Lublin

Były mecze o czołową “ósemkę”, są też mecze o utrzymanie! Z pewnością takim mianem można określić spotkanie 13. i 15. siły Orlen Basket Ligi, które miały identyczny bilans – 5 wygranych i 15 porażek. GTK miało najdłuższą passę przegranych wynoszącą 7 meczów, z kolei Zastal stosunkowo niedawno po zwariowanej końcówce wygrał z inną drużyną walczącą o byt w ekstraklasie, z Sokołem. Być może losy tego starcia będą ważyć w końcowym rozrachunku, kto “zasili” Pekao S.A. 1. Ligę! 

Podobnie jak chwilę wcześniej w Gdyni, obie drużyny od samego początku postawiły na atak. Istna kanonada indywidualnych popisów, rzadko kiedy dało się zauważyć próbę zatrzymania rywala w obronie. Z jednej strony GTK bombardowało zza łuku, z drugiej zaś Gligorije Rakocević dominował w strefie podkoszowej, a A.J. English bardzo dobrze dyrygował grą zespołu już w swoim pierwszym meczu w barwach Zastalu – Amerykanin zanotował 11 punktów i 3 asysty. Dało się odczuć od pierwszego gwizdka, że każdy wie o wadze spotkania, a przez to w niektórych momentach dało się odczuć sporą nerwowość w szeregach obu ekip. 

Goście po solidnej końcówce pierwszej odsłony równie dobrze rozpoczęli następną, budując bardzo szybko dwucyfrową przewagę (34:24) – to efekt serii 14:4, która w ekspresowym tempie została odparta przez koszykarzy Zastalu. Złapali odpowiedni rytm, wyprowadzili kilka kontr i momentalnie zdobyli 6 punktów z rzędu. Ekipa Pawła Turkiewicza była uważna, lecz też do czasu. Kilka piłek dograli pod samą obręcz Łukaszowi Frąckiewiczowi i znów odzyskali wyższe prowadzenie, ale nie na długo.

Tak naprawdę obie drużyny w tym meczu wykorzystywały nawzajem swoje momenty słabości, co bardzo uwypuklili gospodarze tuż przed przerwą – przegrywali różnicą 10 “oczek” na mniej niż dwie minuty do końca pierwszej połowy. Szybkie trzy “trójki”, w tym dwie Jeriaha Horne’a, pobudziły ponad 3000 kibiców obecnych w Zielonej Górze (rekord frekwencji w tym sezonie) finalnie doprowadziły do zmniejszenia strat do zera (45:45), dzięki czemu z “czystą kartą” zmotywowani tym faktem mogli wejść w drugą połowę. 

Początek trzeciej kwarty? Gospodarze raczej byli aż nadto zmotywowani, GTK takiej okazji zmarnować nie mogło. Bardzo szybko odjechali na nawet 15 “oczek” (seria 22:7), świetnie atakiem dyrygował, napędzał, zwalniał, rozdawał kolegom wręcz ciasteczka Kadre Gray. Amerykanin miał wkład niemal w każdą akcję, jaką jego zespół rozgrywał. Co więcej, rzadko kiedy uczestniczył w nich Josh Price, najlepszy punktujący Orlen Basket Ligi. Z minuty na minutę goście przejmowali mecz, wygrali trzecią kwartę aż 32:11. 

Gliwiczanie po prostu zdominowali trzecią część gry, przystępowali do decydujących 10 minut z zaliczką wynoszącą 21 punktów. A przecież po pierwszych dwóch kwartach był remis, wow! Ekipa Davida Dedka się nie poddała, ba, zyskała nawet nadzieję! Dwie straty Gray’a doprowadziły do utraty czterech punktów tak naprawdę przez własne głupie błędy, a dzięki temu gospodarze mogli choć przez moment odzyskać wiarę w to, że mogą odwrócić losy spotkania.

I uwierzyli, na ponad 7 minut przed końcową syreną tracili już “tylko” 12 “oczek” (67:79). Taka zaliczka już nie jest na tyle straszna, by nie podjąć walki – zwłaszcza w takim spotkaniu o takiej randze. Gospodarze “włączyli” obronę full court, z którą jednak rywale sobie doskonale radzili. Gorzej już z egzekucją w końcowej fazie akcji, dzięki czemu Zastal mógł napędzić swój atak. Trafili trzykrotnie zza łuku w trakcie trzech posiadań, na tablicy wyników mogliśmy zaobserwować jedynie trzy punkty na korzyść GTK (83:80). Kompletnie się pogubili, ich zmorą zaczęły być pojawiające co chwilę straty. 

Dopiero w samej końcówce przebudził się Price, który w akcjach izolacyjnych przeciwko Horne’owi po prostu przeważał. Amerykanin z Zastalu, dobrze dziś dysponowany z dystansu (4/6 za 3) odwdzięczył się kolejną “trójką”. Przy limicie fauli i otwartej grze, w której Zastal nie pozostawał bez szans popełniał niewytłumaczalne przewinienia – każdy z rzutów wolnych goście wykorzystali. Przez to mimo udanych akcji w ataku nie byli w stanie zmniejszać strat, a chwilę później z ręką na twarzy równo z syreną “24 sekund” z dystansu przymierzył Kadre Gray, zamykając mecz. 

Gospodarze mieli szansę, Paweł Kikowski trafił 3 rzuty wolne – Josh Price trafił dwa. Akcję później nieco “rzut rozpaczy” oddał “Kiko” i trafił! Niestety, za późno – faulowali jeszcze Terry’ego Hendersona, który oba rzuty wykorzystał. Dzięki temu GTK, pomimo wypuszczenia niemal całej przewagi wygrało różnicą 5 punktów (99:94). To ważne, ponieważ tym samym odrobili straty z pierwszego meczu w Gliwicach, gdy przegrali różnicą 2 punktów, także po ofensywnym starciu (90:92). 

Niekwestionowanym liderem gości był dziś Kadre Gray (18 punktów i 13 asyst), który w końcówce trafił “trójkę” ważącą na wygranej zespołu. Podobne osiągnięcie zaliczył także Łukasz Frąckiewicz (15 punktów i 11 zbiórek), a najlepszym strzelcem meczu z dorobkiem 24 punktów był Terry Henderson Jr. Dla Zastalu po 19 punktów rzucili Novak Musić oraz Paweł Kikowski, po 12 “oczek” dorzucili Jeriah Horne i Marcin Woroniecki – czyli dwaj zawodnicy, którzy na nowo zapalili światełko w tunelu w czwartej kwarcie dla zielonogórskich kibiców.

George Clooney

Błażej Pańczyk

obserwuj na twitterze

Autor wpisu:

George Clooney

Błażej Pańczyk

obserwuj na twitterze

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami