
fot. Andrzej Romański / plk.pl
Inauguracyjna kolejka sezonu 2023/24 opiewała w dwie niespodzianki (MKS ze Śląskiem, Dziki ze Stalą), odrobioną 18-punktową stratę i wyjście na dwucyfrowe prowadzenie (wygrana Arki z GTK), czy trzech występów oscylujących wokół triple-double. Wybraliśmy 16 zawodników, którzy zaliczyli świetne wejście w nowy sezon.
Tauron GTK Gliwice – Suzuki Arka Gdynia 73:84 (Grzegorz Kamiński, Przemysław Żołnierewicz)
Powrót do Gdyni obu zawodników na razie sprzyja. Kamiński notując 21 punktów (8/12 z gry, 4/5 za 3) i 5 zbiórek znalazł się w najlepszej piątce kolejki, zaś Żołnierewicz jako pierwszy w tym sezonie był bliski triple-double (11 punktów, 14 zbiórek i 8 asyst). Obaj stanowili o sile swojego zespołu i w głównej mierze dzięki nim Arka wróciła z dalekiej podróży. Reprezentant kadry Polski B bardzo dobrze rozciągał grę Arki, nie raz znajdując się na pozycji silnego skrzydłowego – było to spowodowane brakiem Stefana Kenicia. Przede wszystkim trafiał do kosza, co często było jego problemem w sparingach. Natomiast reprezentant Polski świetnie czuje się w roli lidera, co już wielokrotnie pokazywał w barwach Zastalu. Udowodnił to w Gliwicach, że drużyna na jego barkach jest w stanie odnosić sukcesy.
Grupa Sierleccy Czarni Słupsk – PGE Spójnia Stargard 61:81 (Devon Daniels, Aleksandar Langović)
Liderujący w klasyfikacji strzelców po 1. kolejce z dorobkiem 32 punktów (14/20 z gry) Devon Daniels nie miał godnego rywala przeciwko sobie w piątkowym meczu w Słupsku. Obwodowi Czarnych dwoili się, by go zatrzymać, lecz bez żadnych pozytywnych rezultatów. Silny fizycznie i dobrze operujący piłką na koźle zawodnik to skarb Sebastiana Machowskiego. Bardzo dobrze wykorzystywał zasłony od podkoszowych, często skutecznie kończąc akcje z półdystansu. Na słowa uznania zasługuje także Aleksandar Langović. Wydawać by się mogło, że mało doświadczony Serb nie odnajdzie się w Polsce. Nic bardziej mylnego! Bardzo dobrze czuł się w fizycznej grze, nadając warunki podkoszowym Czarnych i wykorzystując ich nieporadność na desce (8 zbiórek). Zdobył także 11 punktów i 2 asysty.
Polski Cukier Start Lublin – Arriva Twarde Pierniki Toruń (Jabril Durham, Liam O’Reilly)
Gdyby zakończyć sezon po 1. kolejce, to duet obwodowych Durham & O’Reilly miałby spore szanse na bycie najlepszym w lidze. Pierwszego z nich wszędzie jest pełno – rzuca, zbiera, asystuje i bardzo dobrze gra w obronie, gdzie nie ma dla niego straconych piłek. Prawdziwy boiskowy generał, człowiek od wszystkiego! Dzięki 22 punktom, 8 zbiórkom i 9 asystom został najlepszym zawodnikiem kolejki. Z kolei niedawno zakontraktowany z ligi węgierskiej O’Reilly już odgrywa dużą ofensywną rolę. Oddał 19 rzutów, z czego 10 znalazło drogę do kosza. Zanotował 23 punkty i 7 asyst, choć przy tylu okazjach to powinna być norma. Warto śledzić ten duet, na ten moment żaden inny nie wyglądał tak dobrze jak ten. W piątek zagrają z Treflem Sopot, gdzie czekają na nich solidni obrońcy – Paul Scruggs oraz Aaron Best.
Legia Warszawa – Enea Zastal BC Zielona Góra 90:72 (Michał Kolenda, Ray Cowels)
Przy mocno obsadzonym obwodzie w Legii Kolenda nie ma wielu szans. Za to jak już je otrzymywał, to wykorzystywał najlepiej, jak tylko się dało. O dziwo, był najlepszym strzelcem z dorobkiem 18 punktów. Wraz z Ponitką, Wyką i Kulką tworzą jeden z lepszych polskich “zestawów” w lidze. Dodatkowo, lepszego powrotu do Legii nie mógł sobie wymarzyć Raymond Cowels. Znający realia polskiej ligi, a przede wszystkim obręcze w hali na Bemowie, zawodnik znakomicie przywitał się z kibicami. W dalszym ciągu seryjnie trafiał zza łuku, jest ponownie kandydatem do najlepszego strzelca z dystansu w całej lidze. Zdobył 17 punktów, trafiając 5 z 7 rzutów za 3.
MKS Dąbrowa Górnicza – WKS Śląsk Wrocław 82:80 (Jeriah Horne, Nico Carvacho)
W Lublinie zachwycamy się obwodowymi, w Dąbrowie Górniczej naszą uwagę przykuł duet podkoszowych Horne & Carvacho. Amerykanin debiutujący w Europie swoją walecznością przypomina Trey’a Wade’a – z tą różnicą, że potrafi zagrozić rzutem z dystansu. Miał 15 punktów (3/6 za 3) i 12 zbiórek. Jak na pierwszy raz w realiach europejskiej koszykówki Horne wypadł ponadprzeciętnie. Równie dobrze spisał się Nico Carvacho, autor 10 punktów, 15 zbiórek i 3 asyst. Dawno w lidze nie było centra z taką wizją. Gdyby nie brak porozumienia w kilku sytuacjach z kolegami z drużyny, z pewnością moglibyśmy mówić o większej liczbie asyst. Reprezentant Chile świetnie postawił się Dusanowi Mileticiowi, który był jednym z największych rozczarowań kolejki. Między innymi dzięki idealnej postawie defensywnej Chilijczyka.
Dziki Warszawa – Stal Ostrów (Emmanuel Little, Matt Coleman III)
Przypadek Little’a jeszcze bardziej można rozpatrywać jako podobieństwo do skrzydłowego Startu Lublin, Trey’a Wade’a. Grał na pozycji silnego skrzydłowego, mimo że nie posiada przynajmniej 200 centymetrów. Nie przeszkodziło mu to w tym, żeby zaliczyć double-double (18 punktów i 11 zbiórek). Jest bardzo zwinny, a przede wszystkim silny fizycznie. Śmiało można stwierdzić – prawdziwy Dzik! Z kolei za organizację całej gry beniaminka odpowiadał Coleman. I trzeba przyznać, że dawał radę. Miał momenty, gdy podejmował zbyt pochopne decyzje, jednak biorąc pod uwagę całokształt potrafił utrzymać balans pomiędzy indywidualnymi popisami a grą zespołową. Zanotował 10 punktów, 6 zbiórek i 8 asyst.
Anwil Włocławek – Trefl Sopot 91:83 (Kalif Young, Janari Joesaar)
Oczywistością powinien być Victor Sanders, lider Anwilu, który miał 25 punktów i 7 asyst. Ale od liderów takich statystyk powinno się wymagać. Niewątpliwie serca kibiców skradł ktoś inny: Kalif Young. Tyle energii i uśmiechu ma w sobie ten środkowy, że każdy z hali wyszedł zadowolony. Znakomicie zabezpiecza deskę po obu stronach parkietu (6 zbiórek ofensywnych i w obronie). Poza tym, popisuje się efektownymi akcjami (alley-oopami oraz blokami). Z taką formą Young ma potencjał bycia poważnym kandydatem do bycia najlepszym defensorem ligi. Z drugiej strony sygnał do bycia jednym z lepszych rezerwowych wysyła Estończyk Joesaar. Przez zaledwie 13 minut na parkiecie zdołał zdobyć 11 punktów, w tym trzy “trójki”, 3 asysty i 3 zbiórki. Gdy sopocianie choć na moment zapomnieli o nim, ten karał ich celnymi rzutami zza łuku z rogów boiska. Zawodnik inteligentny, czekający na swoje okazje. Nic dziwnego, że mimo ciężkiej kontuzji trener Przemysław Frasunkiewicz ponownie chciał go w swoim zespole.
King Szczecin – Sokół Łańcut 85:79 (Zac Cuthbertson, Andy Mazurczak)
Sporo rzeczy się zmieniło, lecz trzon zespołu mistrza Polski już nie. To właśnie oni byli wiodącymi postaciami w ofensywie Kinga, który przełamał Sokoła w ostatnich minutach meczu. Swój najlepszy, jak dotąd, mecz w Polsce rozegrał Zac Cuthbertson. Rzucił 28 punktów, trafiając 9 z 14 rzutów z gry, w tym 4/8 za 3. Znający poziom rozgrywek Amerykanin był pewnym punktem szczecinian, czuł dużą swobodę. Podobnie można rzec o Mazurczaku, który ukradkiem niemal zaliczył triple-double (8 punktów, 10 zbiórek i 8 asyst). MVP poprzedniego sezonu dowodził grze, zdecydowanie mógł mieć większą liczbę asyst. Zabrakło kilku celnych rzutów od kolegów z drużyny.
Autor tekstu: Błażej Pańczyk