REDAKCJA

Zion Williamson – dużo więcej niż siła

Zion Williamson – dużo więcej niż siła

Niezwykły debiutant Pelicans, Zion Williamson, na początku swojej kariery w NBA z nawiązką spełnia pokładane przed wejściem do ligi oczekiwania. Na boisku pokazuje szeroki wachlarz manewrów znacznie wykraczających poza wykorzystanie siły.
Zion Williamson / fot. wikimedia commons

Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>

Debiutant średnio notuje ponad 24 punkty z niecałych 16 rzutów na mecz, 7 zbiórek, 2 asysty, a New Orleans Pelicans ze swoim silnym skrzydłowym na parkiecie mają efektywność drużyny grającej na poziomie… 65 zwycięstw w pełnym sezonie regularnym (gdy tylko Zion przebywa na ławce Pelikany grają analogicznie jak zespół na 36 wygranych).

Pierwszoroczniak żyje pod koszem (skąd pochodzi aż 90,5% jego wszystkich rzutów), będąc chodzącą siłą przesuwającą kolejnych rywali, w czym pomaga nie tylko bawola moc, ale także duża finezja połączona z zaskakującą zręcznością i umiejętną pracą stóp. 

Do jednych z najbardziej charakterystycznych ruchów w repertuarze Williamsona należy błyskawiczny obrót pozwalający zgubić obrońcę i zyskać przestrzeń konieczną do wykończenia akcji pod koszem. Zatem kiedy defensor spodziewa się po Zionie wyjścia po piłkę „przodem” i dopiero szukania drogi w kierunku obręczy, ten wykonuje kręciołek, wbiegając za plecy rywala i oczekując otrzymania piłki górą. W praktyce wygląda to następująco: 

via Gfycat

Nie bez przyczyny jako przykład wybrałem posiadanie z pierwszego spotkania 19-letniego wysokiego w koszulce Pelicans. Wprawdzie udaje się skutecznie wykończyć całą sekwencję, to widać na niej pewne opóźnienie: Lonzo Ball w końcu rzuca piłkę do Ziona, lecz nie robi tego od razu, jak tylko jego kolega zajmie dogodną pozycję za swoim przeciwnikiem. Jak wygląda podobna sytuacja dwa i pół tygodnia później? Tak: 

via Gfycat

Różnica jest ogromna: w zasadzie trudno stwierdzić, czy pierw Zion ruszył do wykonania obrotu, czy Ball na pamięć postanowił rzucić piłkę właśnie w to miejsce, w które podkoszowy wbiega po wykonaniu kręciołką. Bez większego zaskoczenia kilka wspólnych meczów pomogło w wypracowaniu zalążków gry na pamięć, a przede wszystkim pomogło w lepszym zrozumieniu tendencji drugiego zawodnika, co można było dostrzec też w ostatnim spotkaniu przeciwko Los Angeles Lakers.

Między Williamsonem a Ballem widać już na wczesnym etapie współpracy dobrą chemię i obaj gracze wyraźnie korzystają na grze jeden obok drugiego, jako że umiejętności obu wyraźnie się zazębiają. Zion potrzebuje podań pod koszem oraz wysoko, aby następnie do obręczy się przedostać, z kolei kierujący ruchem Ball w końcu musi mieć komu te podania dogrywać. 

22-letni rozgrywający ewidentnie szuka podaniami swojego podkoszowego, których dograł o 80 więcej niż 2. w tym aspekcie Jrue Holiday (mimo różnicy łącznie 24 minut we wspólnym czasie gry i tego, że Ball od Holidaya zgarnia tylko o 0,2 asysty na mecz więcej). 

Zadanie wkomponowania w trakcie sezonu tak ważnego ogniwa nie jest łatwe, aczkolwiek wygląda na to, że najtrudniejsze już za Alvinem Gentrym i jego sztabem. W perspektywie jakości samej gry wydaje się, że czas gra na korzyść Pelicans. Zion z każdym meczem czuje się coraz swobodniej, co można powiedzieć również o jego kolegach, którzy znajdują nowe usprawnienia na to, jak najlepiej uzupełnić unikalne umiejętności młodszego kolegi. 

Łukasz Woźny, @l_wozny, Blog Autora na Facebooku znajdziesz TUTAJ >>

.

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami