Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>
To był długo wyczekiwany debiut i przez pierwsze trzy kwarty widać było, że Zion Williamson w NBA gra po raz pierwszy. A potem przyszła czwarta kwarta, w której 19-latek dał prawdziwe show i potwierdził, że nieprzypadkowo jest numerem jeden w drafcie. Williamson zdobył bowiem 17 punktów z rzędu i niemal samodzielnie odrobił straty Pelikanów do San Antonio Spurs.
Dzięki jego fantastycznej grze przewaga Spurs zmalała z 12 punktów do ledwie jednego oczka na niecałe sześć minut przed końcem spotkania. Wtedy też jednak – przy buczeniu ze strony spragnionych kibiców – Williamson opuścił parkiet, gdyż Pelikany obchodzą się z nim bardzo ostrożnie – ze względu na powrót do gry po kontuzji kolana Zion ma wyznaczony limit minut.
Pelicans bez Ziona nie dali więc rady odrobić straty i przegrali 117:121, lecz Williamson był koniec końców najlepszym strzelcem gospodarzy z dorobkiem 22 punktów (8/11 z gry, 4/4 za trzy) oraz siedmiu zbiórek w 18 minut gry. Szczególnie zaskakująca była jego znakomita dyspozycja rzutowa, choć żeby nie było tak idealnie to Williamson popełnił także najwięcej w meczu pięć strat.
Ale koniec końców Williamson pokazał, że ma papiery na granie. „Cieszę się, że wrócił do gry, bo to wielki talent” – mówił po meczu Gregg Popovich. A sam zawodnik przyznał, że to był wymarzony pierwszy mecz… oczywiście poza porażką. Przy okazji Zion pobił w środę rekord klubu pod względem liczby punktów zdobytej w właśnie w swoim debiucie.
Debiut ten cieszył się ogromnym zainteresowaniem: zamiast 35 dziennikarskich akredytacji jak zazwyczaj, tym razem wydano ich ponad 160! Każdy chciał zobaczyć Williamsona w akcji. 19-latek pozostawał poza grą od października, gdy po dobrej grze w preseason doznał urazu kolana i musiał przejść operację. Pod jego nieobecność zdziesiątkowani innymi kontuzjami Pelicans zaliczyli fatalny start rozgrywek.
Pelikany wygrały bowiem tylko sześć z pierwszych 28 meczów, zaliczając w międzyczasie najdłuższą w historii klubu serię porażek (13 z rzędu). Ale w ostatnich tygodniach idzie im coraz lepiej, dzięki czemu drużyna z Nowego Orleanu ma jeszcze szansę na fazę play-off – tym bardziej, że Williamson ma już za sobą debiut, w którym udowodnił, że hype wokół jego osoby nie jest przypadkowy.
Tomek Kordylewski
.