REDAKCJA

Zion Williamson z wielkim meczem – Blazers bez szans! (WIDEO)

Zion Williamson z wielkim meczem – Blazers bez szans! (WIDEO)

Dziewięć meczów musieliśmy czekać, żeby Zion Williamson, typowany nie tylko na najlepszego debiutanta roku przed sezonem, ale na wielką gwiazdę ligi na lata, zdobył ponad 30 punktów w jednym meczu, a jego Pelicans rozgromili Blazers 138:117.
Zion Williamson / fot. wikimedia commons

Nowa oferta powitalna PZBUK – darmowy zakład 50 zł.! >>

Samo zdobycie 30 punktów w ciągu pierwszych dziewięciu meczów nie jest wynikiem wybitnym. Brandon Jennings rzucił 55 punktów w swoim siódmym meczu w NBA, a jak wiadomo oczekiwanej kariery nie zrobił. Dlaczego zatem te 30 punktów Ziona Williamsona jest tak istotne?

Po pierwsze dlatego, że zrobił to w wygranym meczu. Po drugie dlatego, że w meczu o stawkę, bo Pelicans biją się o play-offy. Po trzecie dlatego, że zrobił to w meczu z bezpośrednim rywalem w walce o te play-offy – z Portland Trail Blazers. Po czwarte dlatego, że sam się tego nie spodziewał.

W spotkaniu z Portland udział Ziona w zwycięstwie nie ograniczył się tylko do 31 punktów. Dołożył bowiem do nich 5 asyst, zebrał 9 piłek z tablic, kilka bardzo efektownie i co najważniejsze, podchodzi do tego bardzo skromnie:

„Oczekiwałem, że będę miał duży wpływ na grę, ale nie że aż taki. Chciałem po prostu wyjść na boisku, wpasować się, za bardzo nic nie zepsuć. Koledzy z drużyny i trenerzy wciąż mnie popychają do większego wysiłku, do wychodzenia z własnej strefy komfortu.”

To wyjście ze strefy komfortu oznacza, że WIlliamson jest coraz częściej wykorzystywany w ataku. Jeszcze kilka meczów temu, w starciu z Houston Rockets, Zion nie otrzymał piłki w ataku przez dobre kilka minut. Trener Alvin Gentry po meczu skomentował, że tak nie może być. Że nie po to mają takiego gracza na boisku, żeby go nie wykorzystywać. I to się zmieniło.

Świetnie z Zionem współpracuje Lonzo Ball, który odżył w Nowym Orleanie, a teraz mając takiego partnera z łatwością nabija sobie licznik asyst. Przede wszystkim dlatego, że na Ziona nie ma idealnego obrońcy. Często bowiem próbują go kryć zawodnicy wysocy. Nad nimi wykorzystuje przewagę szybkości. Gdy zaś przejmie go do krycia zawodnik podobnego wzrostu, to nie ma z nim szans w walce siłowej.

W meczu z Portland w drugiej akcji spotkania był kryty przez Hassana Whiteside’a. Zagrał przodem do kosza, nie trafił, ale zebrał piłkę i przy próbie dobitki został przez centra rywali sfaulowany. Zamienił to na dwa punkty z wolnych. Gdy krył go Carmelo Anthony, grał tyłem do kosza, wpychając weterana pod samą obręcz. Gdy Trevor Ariza próbował ukierunkować go na gorszą prawą rękę, nie było problemu, żeby nią trafić do kosza.

I z takim brakiem odpowiedzi na zawodnika o parametrach 198 centrymetrów i prawie 129 kilogramów wagi problem będzie miała większość ligi. Szczególnie gdy Zion się rozegra i złapie w pełni rytm. Oczywiście do tego potrzebne jest zdrowie, które nie jest jego sprzymierzeńcem. W końcu opuścił pierwsze pół sezonu po operacji kolana. 

Niemniej mamy do czynienia z kimś kto może zawojować tę ligę. Już teraz amerykańscy statystycy wyliczyli, że Zion jest pierwszym debiutantem od połączenia NBA z ABA w 1976 roku, który zdobył 30 punktów, miał 5 zbiórek i 5 asyst grając mniej niż 30 minut.

Jest też pierwszym numerem 1 draftu od Allena Iversona, który rzucił 30 punktów w najmniejszej liczbie meczów. Wreszcie jest pierwszym żółtodziobem od czasów Granta Hilla i Shaquille’a O’Neala, który siedem razy przekroczył granicę 20 punktów w pierwszych 10 meczach kariery.

Nie uda mu się jednak wygrać tytułu debiutanta roku. Przeszkodziło mu w tym zdrowie oraz fantastyczny Ja Morant, który niespodziewanie prowadzi Grizzlies do play-off. Ale Zion ma ważniejsze cele w swojej karierze niż tylko tytuł debiutanta roku. Oby je zrealizował.

PZ

Autor wpisu:

POLECANE

tagi

Aktualności

16 lat i… koniec. Tyle musieli czekać kibice z Bostonu na kolejne mistrzostwo swojej ukochanej drużyny. Dokładnie w tym dniu w 2008 roku Celtics zdobyli swoje ostatnie mistrzostwo. Przyznać trzeba jednak, że tym razem zrobili to w wielkim stylu, ponosząc w tych Playoffs tylko trzy porażki. Finał z Dallas, który miał być bardzo zacięty, skończył się tak zwanym „gentleman sweep”, czyli 4:1.
18 / 06 / 2024 12:31
– Koszykówka to moja ucieczka od codzienności – przyznaje koszykarz Mateusz Bręk, u którego sukcesy sportowe w ostatnim czasie przeplatały się z trudnymi doświadczeniami poza parkietem. Kogo dziś widzi? – Po prostu chyba szczęśliwego człowieka, który cieszy się tym, że mógł spotkać się w kawiarni i porozmawiać o życiu – odparł, dodając później, że rozmowa ta była pewnego rodzaju formą terapii.

Zapisz się do newslettera

Bądź na bieżąco z wynikami i newsami