W każdym z meczów przychodzi moment, trwający kilka minut, w którym zaczynamy popełniać niewytłumaczalne błędy – mówi Zoran Martić, słoweński trener Trefla Sopot.

Znasz się na koszu? – wygrywaj w zakładach! >>
Trudno było koszykarzom Trefla Sopot wyobrazić sobie trudniejsze otwarcie sezonu. W przegranej inauguracji ze Stelmetem żółto-czarni pokazali dwa oblicza – w pierwszej połowie walczyli z mistrzami Polski jak równy z równym, jednak po przerwie dali się zdominować i praktycznie bez walki pozwolili rywalowi na osiągnięcie 20-punktowej przewagi.
Teraz przed sopocianami trudny wyjazd do Ostrowa na mecz z drużyną BM Slam Stali, rozdrażnioną dwiema porażkami na początek sezonu. Optymizmem nie napawa fakt, że wliczając sparingi, Trefl ma już na koncie osiem przegranych z rzędu. Mecz w Ostrowie pokaże Polsat Sport – początek transmisji w niedzielę o godz. 12.30.
O sytuacji w sopockim zespole rozmawiamy z Zoranem Marticiem, trenerem Trefla.
Wróćmy meczu ze Stelmetem. Co sprawiło, że druga połowa w wykonaniu Trefla była aż tak wyraźnie gorsza od pierwszej?
Zmagamy się z tym samym problemem od około miesiąca, kiedy graliśmy towarzyski turniej w Warce. Wygląda to tak, że przed każdym spotkaniem nakreślamy sobie plan na mecz i na parkiecie musimy być skoncentrowani na jego realizacji przez pełne 40 minut. Ale nie jesteśmy… W każdym z meczów przychodzi moment, trwający kilka minut, w którym zaczynamy popełniać niewytłumaczalne błędy.
Potem potrzebujemy dużo czasu, żeby się pozbierać. Stelmet to zbyt silna i zbyt doświadczona drużyna, żeby nas w takiej sytuacji nie ukarać. Gdy uzyskali 10-15 punktów przewagi, było oczywiste, że nie pozwolą sobie wydrzeć wygranej.
Co dzieje się w ciągu tych kilku krytycznych minut?
Obserwując te fragmenty nie jestem zadowolony z poziomu naszej obrony. Żeby było jasne – grając przeciw Stelmetowi, przez długi czas broniliśmy całkiem nieźle, biorąc pod uwagę nasze możliwości. W trzeciej kwarcie w kilku kolejnych posiadaniach pozwoliliśmy jednak rywalowi na łatwe punkty i to nas załamało, cała nasza gra posypała się.
Przed startem sezonu sporo mówiło się, że Trefl musi radzić sobie bez centra. W pierwszej połowie meczu z mistrzem Polski, ze względu na dobrą postawę Nikoli Markovicia, brak klasycznej „piątki” był wręcz atutem.
Nie ukrywam, że nasz plan na mecz zakładał aktywną postawę Nikoli – grę przodem do kosza, próby z dystansu. Nie mamy silnego i ciężkiego zawodnika, który mógłby grać tyłem do kosza, dlatego musimy szukać innych rozwiązań, czyli starać się wyciągać podkoszowych przeciwnych drużyn na obwód i próbować jak najszybszej gry.
I do momentu, w którym mogliśmy tak grać, prowadziliśmy wyrównaną walkę. Niestety po przerwie to Stelmet narzucił swój styl.
Na pozycji centra może grać 21-letni Jakub Motylewski.
Może, ale nie w tej chwili, bo leczy kontuzję i nie wiemy dokładnie, kiedy wróci do gry. Fakt, Kuba dostawał swoje minuty w sparingach, a w poprzednim sezonie zrobił największy postęp w całym zespole. Czy możemy opierać na nim swoją defensywę pod koszem? Myślę, że jeszcze nie, choć z pewnością po powrocie do pełni sił dostanie swoje szanse.
Na pozycji rozgrywającego sięgnęliście po Pedję Stamenkovicia, który nie grał od lutego, kiedy zakończył nieudany epizod w Rumunii. Czy Serb jest w formie fizycznej umożliwiającej grę na odpowiednim poziomie?
Taka przerwa oczywiście nie może pozostać bez wpływu na kondycję zawodnika i wiedzieliśmy o tym. Sam gracz też był tego świadomy. Z pewnością Pedja potrzebuje jeszcze tygodnia lub dwóch, żeby dogonić resztę zespołu pod względem kondycyjnym. Mogę powiedzieć, że na treningach pracuje bardzo ciężko i na pewno zrobi wszystko, żeby bardziej pomóc nam w kolejnych meczach.
Decyzja o pozyskaniu Serba, połączona ze zwolnieniem Pawła Kreffta i planem wypożyczenia Pawła Dzierżaka, nie została przyjęta zbyt entuzjastycznie…
Zdaję sobie z tego sprawę. Czasem trzeba niestety podjąć decyzję, która nie jest ani łatwa, ani przyjemna, ani popularna wśród kibiców i obserwatorów. Potrzebowaliśmy rozgrywającego w typie Stamenkovicia, ze względu na charakterystykę pozostałych graczy, których sprowadziliśmy do zespołu.
Zakładaliśmy, że do sezonu przystąpimy z dwoma obcokrajowcami, ale w okresie przygotowawczym nie wyglądaliśmy tak, jak tego oczekiwałem i musieliśmy zmienić nasze plany. Jedynym ruchem, na jaki mogliśmy sobie pozwolić, było pozyskanie rozgrywającego, który mógłby pomóc poprawić naszą grę.
Przed wami wyjazdowy mecz ze Stalą Ostrów, czego spodziewa się pan po niedzielnym rywalu?
Uważam, że Stal to jeden z dwóch klubów – drugi to MKS Dąbrowa Górnicza – które w letnim okresie transferowym najbardziej wzmocniły swoje kadry. Dodali kilku bardzo doświadczonych Polaków, mają też pięciu obcokrajowców.
Paradoksalnie, moim zdaniem w dwóch pierwszych meczach potwierdzili swoją klasę, tocząc ciekawe i wyrównane boje na trudnych terenach w Toruniu i Radomiu. Do tego są trochę nietypowym zespołem, bo z Łukaszem Majewskim i Christo Nikołowem na obwodzie mogą grać bardzo wysoką i silną piątką. Na pewno przed nami kolejne trudne wyzwanie.
Paweł Durkiewicz